A tymczasem gazeta „Sueddeutsche Zeitung" napisała, że Strenz otrzymała od 7 do 15 tys. euro od firmy założonej przez Eduarda Lintnera, byłego niemieckiego parlamentarzysty i lobbysty na rzecz Azerbejdżanu.
Z ujawnionych dokumentów bankowych wynika, że Lintner otrzymał ponad 800 tys. euro od rządzącego Azerbejdżanem reżimu, który w sumie wydał 2,9 mld USD na wyciszenie krytyki łamania praw człowieka w tym kraju, a pieniądze z tego źródła trafiały do czołowych europejskich polityków właśnie w Niemczech oraz w Belgii. Przekazy dla Karin Strenz były w latach 2014 i 2015 wysłane przez należącą do Lintnera spółkę Line M-Trade, zarejestrowaną w biurze jego prawnika w Norymberdze. Strenz potwierdziła odbiór tych pieniędzy, ale nie wiadomo, czy zdawała sobie sprawę z ich rzeczywistego pochodzenia. Wiadomo natomiast, że przy wielu okazjach odwiedzała Azerbejdżan i wydała pozytywną opinię o przebiegu wyborów w tym kraju, podczas gdy inni obserwatorzy byli krytyczni.