W wyniku podwyżek planowanych przez rząd Johnsona, udział podatków w brytyjskim PKB sięgnie 35,5 proc. i będzie najwyższy od ponad 70 lat. Pierwsze głosowanie nad podwyżkami miało się odbyć w parlamencie brytyjskim w środę, ale do zamknięcia tego wydania "Parkietu" jeszcze go nie przeprowadzono.
Podwyżka podatków jest złamaniem obietnic wyborczych Johnsona z 2019 r. Środowiska biznesowe są jej przeciwne i argumentują, że uderzy ona w ożywienie gospodarcze. Wyższy podatek od dywidend może natomiast zaszkodzić konkurencyjności londyńskiego City. "Zostanie podniesiony koszt posiadania akcji, a to będzie odczuwalne nie tylko przez ludzi zarabiających na rynku, ale też przez tych, którzy inwestują i zapewniają kapitał zasilający przemysł - uważa Chris Sanger, szef działu ds. podatków w brytyjskim oddziale EY.
Rząd przekonuje, że podwyżka jest umiarkowana i że dotknie głównie ludzi o wysokich dochodach. - Nawet po tej podwyżce, obciążenia podatkowe w stosunku do PKB będą u nas niższe niż we Francji, w Niemczech czy we Włoszech. Mamy jedne z najniższych podatków w grupie G7 i niech tak już pozostanie - twierdzi Sajid Javid, brytyjski minister zdrowia. Premier Johnson nie wyklucza jednak, że przed 2024 r. dojdzie do kolejnych podwyżek podatków.
- Spodziewałbym się czegoś takiego po rządzie Partii Pracy, ale nie po konserwatystach – skomentował to Lord Myners, minister ds. londyńskiego City w lewicowym rządzie Gordona Browna.