Państwowym spółkom brakuje motywacji do optymalizacji kosztów

Wywiad „Parkietu” z Erikiem McCloskeyem, koordynatorem pionu ds. energetyki The Boston Consulting Group

Publikacja: 14.04.2009 10:05

Erik McCloskey, koordynator pionu ds. energetyki The Boston Consulting Group

Erik McCloskey, koordynator pionu ds. energetyki The Boston Consulting Group

Foto: ROL, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

[b]BCG prognozuje, że ceny za energię w Polsce będą rosły i dla odbiorców indywidualnych, i dla firm, ale dla tych pierwszych szybciej. Dlaczego?[/b]

Oczywiście wiele zależy od zakresu regulowania cen przez URE. Obecnie różnica cen dla odbiorców indywidualnych i przemysłu jest o wiele mniejsza niż w większości państw UE. Ceny dla obu grup odbiorców też są o wiele niższe niż w Unii. Dlatego w długim okresie spodziewamy się podwyżek do poziomu unijnego, które będą miały też pewne zalety – np. umożliwią rozwój konkurencji. Obecnie około połowy ceny prądu dla odbiorców końcowych stanowią koszty dystrybucji, a drugą połowę – koszty produkcji energii. W pierwszej części – dystrybucyjnej – zawsze będziemy mieć monopol, bo sieć dystrybucyjna będzie tylko jedna. Jeśli dojdziemy do sytuacji z innych rynków, gdzie dystrybucja odpowiada za około 20 proc. ceny ponoszonej przez klienta, a reszta to cena za produkcję energii, to korzystnie wpłynie to na poziom konkurencyjności rynku. Za obecne 50 proc. producentom energii nie opłaca się konkurować, ale 80 proc. to znacznie większy kawałek tortu.

[b]Ale na razie mamy przynajmniej dla odbiorców indywidualnych ceny regulowane.[/b]

Tak, ale docelowo ceny muszą wzrosnąć, chociażby z powodu niezbędnych inwestycji w energetyce. Teraz firmy mniej na nie stać, a instytucje finansowe, widząc ograniczenia dla tego rynku, też nie są zainteresowane takimi inwestycjami. Odbiorcy indywidualni i przemysłowi to dwa różne rynki. Zakłady energetyczne zarabiają głównie na sprzedaży energii przemysłowi, dlatego regulator może utrzymywać niższe ceny dla gospodarstw domowych. Ceny dla firm rosną, bo są mniej regulowane. Wiele przedsiębiorstw, w tym z branży hutniczej, dostało w tym roku ofertę o 40–60 proc. wyższą niż w 2008 r. Są też znane przypadki podwyżek o 70–80 proc. Producenci nie mogą stale podwyższać cen dla biznesu, by się bilansować. URE próbuje utrzymać ceny dla społeczeństwa na poziomie niskim, przez wiele firm określanym wręcz jako niepokrywający kosztów. Vattenfall i RWE próbują te limity obejść, mają własną politykę.

[b]Jak ten problem rozwiązać?[/b]

Urząd ma problemy dlatego, że na polskim rynku działają cztery duże zakłady energetyczne państwowe i dwa prywatne. Prywatne próbują obniżać koszty, funkcjonować na zasadach rynkowych. W państwowych próbuje się przede wszystkim utrzymać spokój społeczny, ulegając presji związków zawodowych, które w razie niezadowolenia zwracają się do ministerstwa. Gdy URE ustala sugerowany poziom cen, to patrzy na bazę kosztową zakładów energetycznych. RWE i Vattenfall, które poprawiają efektywność, mają od razu blokowane podwyżki opłat dla klientów. A trzeba podkreślić, że od czasu prywatyzacji dwu-, trzykrotnie poprawiły zyskowność w porównaniu ze spółkami państwowymi. W państwowych poziom kosztów jest zawyżany. URE jest więc trudno wypracować jedną politykę cenową dla prywatnych i państwowych firm.

[b]Jakie jest więc wyjście z tej sytuacji?[/b]

Wyjściem jest prywatyzacja. Wtedy grupa producentów będzie bardziej jednolita i przy decyzjach w sprawie opłat będzie można stosować te same kryteria.

[b]Kto w obecnej sytuacji mógłby być wśród kupujących polskie spółki? Podmioty już obecne na naszym rynku?[/b]

Zagraniczni gracze czekali na prywatyzację energetyki bardzo długo, byli nią bardzo zainteresowani, ale terminy wielokrotnie przesuwano. Inwestorzy tacy, jak francuskie Electricite de France, włoskie ENEL czy niemiecki E. ON chcą teraz zobaczyć, co z zapowiedzi prywatyzacyjnych dojdzie do skutku. Wejście Vattenfalla do Enei rozbudziło na nowo ich zainteresowanie zwłaszcza takimi firmami, jak PGE czy Tauron.Należy wspomnieć, że poza pieniędzmi, jakie zasiliłyby dzięki sprzedaży tych spółek Skarb Państwa, równie ważnym elementem jest know-how, jakie przyniosą ich nabywcy. Coraz więcej mówi się o możliwości rozwoju energetyki jądrowej m.in. w PGE czy Tauronie. Tymczasem EdF, Vattenfall czy zakłady niemieckie mają w tej dziedzinie duże doświadczenie.

[b]Polski rząd zapowiada od kilku miesięcy, że chce pomóc finansowo najbiedniejszym odbiorcom energii. Jak może to wpłynąć na rynek?[/b]

Zależy to oczywiście od założeń takiego programu. Nie słyszałem jednak, by gdzieś taki program pomocowy był zorganizowany na tak dużą skalę, by wpływał na ceny rynkowe. Liczba gospodarstw domowych objęta takim programem będzie raczej bardzo ograniczona.

[b]A jak taki system powinien wyglądać? Do kogo powinny trafiać pieniądze z budżetu?[/b]

Lepiej, by trafiały do odbiorców końcowych. Podobne programy ma już wiele państw. Na przykład we Włoszech na początku 2009 r. wprowadzono „premię elektryczną”, czyli subsydia w wysokości do 150 euro rocznie dla rodzin potrzebujących wsparcia i posiadających urządzenia o mocy do 3 kW w rodzinach do 4 osób oraz do 4,5 kW w większych rodzinach. Bonus jest wypłacany bezpośrednio rodzinom. Wnioski o niego składa się w gminach. Roczny budżet programu nie może przekraczać 400 mln euro.W Wielkiej Brytanii z taryf socjalnych skorzystało w zeszłym roku 800 tys. gospodarstw, a łączne nakłady firm energetycznych na taryfy socjalne i rabaty dla tych gospodarstw w okresie 2007–2008 wyniosły 57,12 mln funtów. Dodatkowo program w reakcji na kryzys powstał w Irlandii Północnej, gdzie w połowie grudnia 2008 r. zdecydowano się subsydiować około 100 tys. najbardziej potrzebujących gospodarstw domowych jednorazową kwotą 150 GBP, która zmniejszy rachunek za energię elektryczną w okresie zimowym. Tu akurat fundusze rządowe trafią do dystrybutorów, którzy zobowiązani są obniżyć rachunki wybranym klientom.

[b]Dziękuję za rozmowę.[/b]

rozmawiała Aleksandra Kurowska

Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego
Gospodarka krajowa
Kolejni członkowie RPP mówią w sprawie stóp procentowych inaczej niż Glapiński
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Ireneusz Dąbrowski, RPP: Rząd sam sobie skomplikował sytuację
Gospodarka krajowa
Sławomir Dudek, prezes IFP: Polska ma najwyższy przyrost długu w Unii