Zagraniczne koncerny energetyczne mogą mieć niedługo utrudnione finansowanie inwestycji w polską energetykę. Wszystko zależy od tego, jak głęboki będzie kryzys gospodarczy w Europie. Ceny energii elektrycznej na europejskich rynkach hurtowych pikują. Stawki na rynku „spotowym” największej na naszym kontynencie giełdy energetycznej – European Energy Exchange – utrzymują się w ostatnich dniach na poziomie niespełna 47 euro za megawatogodzinę, podczas gdy średnia cena za cały ubiegły rok wyniosła ponad 65 euro za MWh. Co więcej, nie wygląda na to, aby spadek miał się ku końcowi.
[srodtytul]Bez wyraźnego optymizmu[/srodtytul]
Pogorszenie warunków rynkowych nie odbija się na razie na wynikach głównych graczy w sektorze. Z raportów za 2008 r. wynika, że zainteresowane polskim rynkiem koncerny, takie jak RWE, Vattenfall czy CEZ, notują wzrosty wyników. Przedstawiciele koncernów przyznają jednak, że sytuacja na rynku finansowym jest trudna. – Dla silnych graczy, takich jak Vattenfall, może to stwarzać nowe możliwości biznesowe. Jeżeli jednak kryzys finansowy będzie trwał, możliwości naszego koncernu, dotyczące kluczowych przejęć finansowanych długiem, mogą zostać ograniczone – czytamy w sprawozdaniu szwedzkiego potentata za trzeci kwartał 2008 r.
[srodtytul]Na razie działa hedging[/srodtytul]
Analitycy nie przewidują, aby ceny hurtowe odbiły się na wynikach operacyjnych kluczowych graczy w najbliższym czasie. – Zachowanie marż operacyjnych przez takie koncerny, jak E. ON oraz RWE wynika głównie z faktu, że znacząca część wytwarzanej energii (nawet do 100 proc.) jest sprzedawana z dużym wyprzedzeniem (rocznym lub dwuletnim) na podstawie kontraktów typu forward. Warunki cenowe dla energii dostarczanej w pierwszym kwartale 2009 r. były ustalane z kontrahentami w 2008 r., a nawet 2007 r. po ówczesnych cenach forwardowych – wyjaśnia Jacek Kawałczewski z Fitch Ratings.