Z szacunków Ministerstwa Finansów wynika, że tylko z Banku Światowego pozyskamy blisko 8 mld zł. Europejski Bank Inwestycyjny zapewnić ma 1,86 mld zł. Do tej pory pożyczki uzyskiwane od tych instytucji nie przekraczały 2–3 mld zł rocznie.
W 2010 r. – gdy potrzeby pożyczkowe sięgnąć mogą 80 mld zł – rząd nie zamierza rezygnować z długoletnich kredytów. Plan zapisany w projekcie budżetu na 2010 r. zakłada pozyskanie z BŚ niemal 4 mld zł. Tyle samo ma dać EBI. To kwoty netto, uwzględniające konieczność spłaty zaciągniętych wcześniej zobowiązań wobec obu instytucji (w sumie wydatki z tego tytułu przekroczyć mają 1,1 mld zł).
W wypadku Banku Światowego Polska skorzysta prawdopodobnie z trzeciej transzy dużej pożyczki na cele rozwojowe, w której rząd ma dużą dowolność, jeśli chodzi o przeznaczenie pieniędzy. Zwykle kredyty BŚ trafiały na konkretny cel (np. restrukturyzacja górnictwa czy zabezpieczenia przeciwpowodziowe). Polska, z dochodem na głowę obywatela sięgającym 12 tys. USD, zakwalifikowana została przez Bank Światowy do grupy krajów z dochodem wyższym niż średnia. Mimo to rząd w dalszym ciągu nie zrezygnował ze statusu pożyczkobiorcy. Tak zrobiły Czechy, Litwa, Słowacja.
Pieniądze z EBI pochodzić mają z kredytu na rozwój badań naukowych (tylko w tym roku bank zgodził się na transzę 675 mln euro), a także pożyczek infrastrukturalnych. Instytucja z Luksemburga starała się w ostatnich miesiącach zwiększyć zaangażowanie w państwach Europy Środkowej. Efekt – w tym roku wartość projektów EBI (dla sektora publicznego i prywatnego) przekroczyła już 2,6 mld euro, zbliżając się do wielkości akcji pożyczkowej w całym 2008 roku.
W relacji z rządem dużo mniej aktywny jest już Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju. EBOiR koncentruje się na projektach firm prywatnych. Jednak w 2008 r. uczestniczył w prywatyzacji Enei.