Dzięki takim wynikom analitycy mogli odetchnąć z ulgą – po czerwcowym osłabieniu (kiedy płace wzrosły tylko o 2,5 proc., a dynamika zatrudnienia skokowo spadła z 1,1 do 09,9 proc.), rynek pracy wraca do normalności.

– Lipiec nie przyniósł dalszego spadku dynamiki zatrudnienia, a miesięczny przyrost zatrudnienia (w lipcu w stosunku do czerwca) wyniósł ok. 5,6 tys. osób, co jest najwyższym poziomem od pięciu lat – komentuje Tomasz Kaczor, główny ekonomista BGK. – Mamy więc przynajmniej po części odreagowanie nieco słabszego czerwca.

Inna sprawa, że powrót do normalności oznacza raczej stabilizację i stagnację na rynku pracy, a nie jakiś dynamiczny wzrost. – Biorąc pod uwagę raport NBP dotyczący koniunktury wśród przedsiębiorstw , jak również nasze założenia dotyczące perspektyw krajowej gospodarki, nie dostrzegamy szans na silniejszy i trwały wzrost popytu na pracę w gospodarce i wzrost zatrudnienia wyraźnie powyżej 1 proc. rok do roku – analizują ekonomiści BOŚ Banku.

– Rynek pracy w Polsce to umiarkowany wzrost płac przy relatywnie niskim wzroście zatrudnienia – wskazuje Adam Antoniak, ekonomista Banku Pekao.

– Wtorkowe dane mają neutralny wydźwięk i nie będą miały wpływu na politykę pieniężną – uważa ekspert.