– Dalsze obniżanie stóp procentowych nie wpłynęłoby już ujemnie na oprocentowanie kredytów, z wyjątkiem pożyczek konsumpcyjnych. Stwarzałoby natomiast ryzyko odpływu depozytów z banków – powiedział prezes NBP Marek Belka podczas wtorkowej konferencji podsumowującej sześć ostatnich lat w polityce pieniężnej. Byli na niej obecni wszyscy obecni członkowie Rady Polityki Pieniężnej. Kadencje większości z nich kończą się w styczniu i lutym.
Cięcie nie ma sensu
Członkowie RPP byli pytani m.in. o to, czy nie przerwali przedwcześnie cyklu łagodzenia polityki pieniężnej. Ostatniej obniżki stóp (w tym stopy referencyjnej NBP o 0,5 pkt proc., do 1,5 proc.) dokonali w marcu, choć dynamika cen do dziś pozostaje istotnie poniżej celu NBP i nic nie wskazuje na to, aby miała do niego w najbliższych kwartałach wrócić.
– Złoty się ostatnio osłabia nawet przy obecnym poziomie stóp. Nie wiadomo, jak by się zachowywał, gdyby stopy były niższe – powiedział Belka. Jan Winiecki zauważył z kolei, że w krajach, w których stopy procentowe sprowadzono do zera, a następnie łagodzono politykę pieniężną niekonwencjonalnymi metodami, wzrost gospodarczy wcale nie przyspieszył.
– Po czasie trzeba przyznać RPP rację, że zatrzymanie cyklu cięć na poziomie 1,5 proc. mogło się okazać dobrym rozwiązaniem. Inflacji i tak nie udałoby się przywrócić do celu, a negatywne oddziaływanie na oszczędności mogło być znaczące – mówi „Parkietowi" Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. – Doświadczenia innych krajów pokazują, że trudno utrzymać zainteresowanie depozytami w sytuacji, gdy stopa spada poniżej psychologicznej granicy 1 proc. A Polska rzeczywiście potrzebuje krajowych oszczędności – dodaje.
Trudne otoczenie
– Biorąc pod uwagę to, że RPP działa w oparciu o strategię bezpośredniego celu inflacyjnego, znaczne odchylenie aktualnej inflacji od celu może stanowić potencjalne źródło krytyki banku centralnego. Ale należy pamiętać o zewnętrznym charakterze szoków, które wpływały na procesy cenowe w polskiej gospodarce, na które bank centralny nie miał wpływu – ocenia z kolei Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.