Stopa bezrobocia rejestrowanego spadła w czerwcu do 5,9 proc., z 6,1 proc. w maju – oszacowało w piątek Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.
Poniżej bariery 6 proc. wskaźnik ten znalazł się po raz pierwszy od 1990 r. Kolejnej okrągłej granicy już jednak prawdopodobnie nie pokona. Tempo spadku stopy bezrobocia systematycznie zwalnia. W czerwcu była ona tylko o 1,1 pkt proc. niższa niż rok wcześniej, podczas gdy w 2017 r. malała średnio o 1,7 pkt proc. rok do roku. Jeśli wierzyć świeżym prognozom 40 zespołów ekonomistów, uczestniczących w konkursie „Parkietu" i „Rzeczpospolitej" na najlepszego analityka makroekonomicznego, za rok stopa bezrobocia będzie już tylko o 0,5 pkt niższa niż w minionym miesiącu. A niektórzy sądzą nawet, że będzie wyższa.
Bariera podażowa
– Dochodzimy do punktu, w którym będziemy mieli niemal wyłącznie bezrobocie frykcyjne (tzn. obejmujące osoby zmieniające pracę – red.) – tłumaczy Jarosław Janecki, główny ekonomista Societe Generale w Polsce, zwycięzca konkursu na najlepszego analityka makroekonomicznego w 2015 r. Narastające problemy firm ze znalezieniem pracowników będą się z jednej strony przekładały na wyższy wzrost płac, ale z drugiej mogą tłumić aktywność w gospodarce. – Przedsiębiorstwa, które borykają się z niedoborem pracowników, coraz częściej będą miały dylemat, czy szukać ich za wszelką cenę, czy odpuścić sobie zwiększanie produkcji – dodaje.
Bariera podażowa na rynku pracy to jedno z wyjaśnień powszechnych wśród ekonomistów oczekiwań, że gospodarka Polski będzie hamowała. Jak tłumaczyli w niedawnym raporcie eksperci Credit Agricole, nawet jeśli niedobór pracowników doprowadzi do przyspieszenia wzrostu płac, to jednocześnie zwalniał będzie wzrost zatrudnienia. W efekcie trudno liczyć na przyspieszenie wzrostu konsumpcji.