Spowolnienie będzie łagodne

Publikacja: 02.02.2019 05:00

Gościem Grzegorza Siemionczyka w „Prosto z parkietu” był w piątek Łukasz Tarnawa, główny ekonomista

Gościem Grzegorza Siemionczyka w „Prosto z parkietu” był w piątek Łukasz Tarnawa, główny ekonomista BOŚ, zwycięzca konkursu prognostycznego „Parkietu” w 2018 r.

Foto: Lamus Antykwariaty Warszawskie

Jeśli wierzyć PMI, ankietowemu wskaźnikowi koniunktury w przemyśle, jest ona obecnie najgorsza od 2013 r., a pod pewnymi względami nawet od 2009 r. Czy to ostre spowolnienie w przemyśle przetwórczym jest zwiastunem tego, co czeka w 2019 r. całą polską gospodarkę?

PMI nieźle się sprawdza w sygnalizowaniu szczytów i dołków cyklu koniunkturalnego, szczególnie w strefie euro, gdzie próba ankietowanych firm jest większa. Nie jest jednak tak, że odczyty PMI poniżej 50 pkt, które teoretycznie oznaczają spadek aktywności w przemyśle, są tożsame ze zwijaniem się gospodarki, recesją. Obecnie PMI potwierdza to, czego się spodziewaliśmy: wobec pogorszenia sytuacji w otoczeniu zewnętrznym Polski także nasza gospodarka zwalnia. Choć spadek PMI w ostatnich miesiącach był ostry, nie pozwala moim zdaniem postawić tezy, że czeka nas gwałtowne spowolnienie gospodarki.

W czwartek GUS oszacował, że w 2018 r. PKB Polski powiększył się o 5,1 proc. Jak, mówiąc w tych kategoriach, będzie przebiegało tegoroczne spowolnienie?

Z dużym prawdopodobieństwem już w IV kwartale wzrost PKB spadł poniżej 5 proc. rok do roku. Najprawdopodobniej wyraźnie osłabła zarówno konsumpcja prywatna, która przez szereg kwartałów zaskakiwała in plus, oraz inwestycje. To drugie zjawisko można wiązać z wyhamowaniem inwestycji samorządów po wyborach lokalnych. W tym roku tempo wzrostu gospodarczego będzie się nadal stopniowo obniżało: z ok. 4,5 proc. w I kwartale do ok. 3,5 proc. w IV kwartale.

Część ekonomistów uważa, że czeka nas raczej wyraźne wyhamowanie wzrostu w I kwartale, a później sytuacja zacznie się poprawiać.

Nie wydaje mi się, żeby tak było. Czeka nas raczej stopniowe słabnięcie gospodarki. Trzeba pamiętać o tym, że w II połowie 2017 r. i w 2018 r. doszło do kumulacji pozytywnych dla polskiej gospodarki czynników. Z jednej strony mieliśmy świetną początkowo koniunkturę w strefie euro, co napędzało eksport, z drugiej zaś bardzo dobrą sytuację dochodową gospodarstw domowych, która stymulowała wzrost konsumpcji. Do tego doszedł solidny wzrost inwestycji samorządowych w związku z wyborami. Od połowy 2018 r. widać jednak, że gospodarka strefy euro słabnie, co jak dotąd praktycznie było w Polsce nieodczuwalne. Ale to się zmieni. Spowolnienie w strefie euro z opóźnieniem wpłynie na koniunkturę w naszej gospodarce zarówno przez słabszy eksport, jak i przez ograniczenie skłonności firm do zatrudniania i inwestowania. Możemy więc liczyć na szybki wciąż wzrost PKB, ale jego trajektoria będzie raczej opadająca, a nie wznosząca, nawet jeśli w strefie euro faktycznie przełom 2018 i 2019 r. wyznaczy najsłabszy punkt w cyklu.

Z czwartkowych danych GUS wynika, że w IV kwartale ub.r. wzrost wydatków konsumpcyjnych gospodarstw domowych wyhamował do niespełna 4 proc. rok do roku. Takiego spadku dynamiki konsumpcji ekonomiści w większości oczekiwali dopiero w II połowie 2019 r. Zważywszy na to, że to konsumpcja w największym stopniu napędzała boom w polskiej gospodarce, czy to nie oznacza, że spowolnienie będzie gwałtowniejsze, niż pan przewiduje?

Nie sądzę. Fundamentalne motory ożywienia konsumpcji wciąż się utrzymują. Dynamika płac pozostaje bardzo solidna, a do tego mamy do czynienia z niską wciąż inflacją. Oddalenie podwyżek cen energii sprawi, że co najmniej w I połowie 2019 r. to się nie zmieni. Niska inflacja będzie wspierała realny wzrost dochodów gospodarstw domowych, a to z kolei będzie sprzyjało ich wydatkom. Nie widzę więc przesłanek, aby sądzić, że wzrost konsumpcji nagle zwolni dużo bardziej niż w IV kwartale. Uważam, że to był po prostu początek zbiegania dynamiki konsumpcji z ponad 4,5 proc. rok do roku do bardziej normalnego poziomu w okolicy 4 proc. I to będzie czynnik stabilizujący koniunkturę w polskiej gospodarce.

W badaniach ankietowych NBP oraz Komisji Europejskiej firmy coraz bardziej skarżą się na niedobór pracowników. Wskazują też na narastanie presji płacowej. Jeśli tak, to może dynamika płac wzrośnie na tyle, że wzrost konsumpcji w ogóle nie zwolni?

Nie wydaje mi się, aby to było możliwe. Niedobór pracowników to jest bardziej efekt ograniczeń podażowych niż rosnącego popytu na pracę. Biorąc pod uwagę to, że firmy informują o spadku zamówień, trudno uwierzyć, aby ich zapotrzebowanie na pracę rosło. Z drugiej strony ono jest wciąż dość duże, bo gospodarka rośnie. A demografia jest nieubłagana, więc pula dostępnych pracowników się wyczerpuje. Są pewne rezerwy siły roboczej, ale coraz trudniejsze do wykorzystania. Moim zdaniem najbardziej prawdopodobny scenariusz w tej sytuacji to stabilizacja dynamiki płac na dość wysokim poziomie, ale nie jej wzrost. Skoro w okresie bardzo korzystnej koniunktury dynamika płac była na poziomie ok. 7 proc. rocznie, trudno mi wyobrazić sobie, że w mniej sprzyjających warunkach mogłaby przyspieszyć.

Konsumpcja nieco straciła impet już w 2018 r., ale wzrost PKB mimo to przyspieszył za sprawą inwestycji. To w tym roku może się powtórzyć?

W przypadku dynamiki inwestycji też spodziewałbym się raczej stabilizacji nieco powyżej 7 proc. rocznie. Z jednej strony popyt inwestycyjny samorządów osłabnie. W to miejsce powinny wejść silniejsze inwestycje przedsiębiorstw kontrolowanych przez Skarb Państwa. W 2016 r. doszło do zapaści takich inwestycji, teraz obserwujemy ich odbicie, które powinno się utrzymać, biorąc pod uwagę wyzwania związane z energetyką, sieciami przesyłowymi, ochroną środowiska. Solidnie powinny też rosnąć inwestycje publiczne na szczeblu centralnym. Będzie je wspierał napływ funduszy z UE oraz mobilizacja przed wyborami parlamentarnymi. A jeżeli tylko globalna gospodarka nie będzie nas negatywnie zaskakiwała, to inwestycje prywatnych przedsiębiorstw też powinny rosnąć, choć nie sądzę, aby przyspieszyły.

Z sygnałami spowolnienia w polskiej gospodarce kontrastowała ostatnio nadzwyczajna stabilność złotego. Czego możemy oczekiwać w kolejnych miesiącach?

Spodziewam się, że kurs euro w złotych będzie nadal w trendzie bocznym, będzie się wahał między 4,25 a 4,35. Z jednej strony na polską walutę negatywnie mogą oddziaływać zagrożenia związane z protekcjonizmem, brexitem, sytuacją w największych gospodarkach wschodzących. A z drugiej strony zrównoważony rachunek obrotów bieżących i solidny wciąż wzrost PKB Polski będą ograniczały jakiekolwiek osłabienie zł

Gospodarka krajowa
NBP w październiku zakupił 7,5 ton złota
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka krajowa
Inflacja w listopadzie jednak wyższa. GUS zrewidował dane
Gospodarka krajowa
Stabilny konsument, wiara w inwestycje i nadzieje na spokój w otoczeniu
Gospodarka krajowa
S&P widzi ryzyka geopolityczne, obniżył prognozę wzrostu PKB Polski
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka krajowa
Czego boją się polscy ekonomiści? „Czasu już nie ma”
Gospodarka krajowa
Ludwik Kotecki, członek RPP: Nie wiem, co siedzi w głowie prezesa Glapińskiego