Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacowali, że indeks cen konsumpcyjnych (CPI) - główna miara inflacji w Polsce - wzrósł w czerwcu o 2,9 proc. rok do roku, tak samo jako w maju. Według wstępnego szacunku GUS, opublikowanego we wtorek, wzrost CPI sięgnął jednak 3,3 proc.
W poprzednich miesiącach inflacja konsekwentnie hamowała, przede wszystkim pod wpływem taniejących paliw. W lutym i w marcu, przed wybuchem pandemii, inflacja przewyższała 4,5 proc. rocznie. Tak wysoka była poprzednio jesienią 2011 r.
Dlaczego w czerwcu inflacja znów podskoczyła? Z wstępnych – i przez to ograniczonych – danych GUS wynika, że do wzrostu inflacji przyczynił się m.in. wolniejszy niż w maju spadek cen paliw. Zmalały one o 19,3 proc. rok do roku, po zniżce o ponad 23 proc. w maju. Z drugiej strony, jednocześnie wyhamował wzrost cen żywności i napojów bezalkoholowych. Towary z tej kategorii podrożały w czerwcu o 5,8 proc. rok do roku, po 6,2 proc. w maju.
Wygląda więc na to, że w czerwcu ponownie wzrosła tzw. inflacja bazowa, nie obejmująca cen energii i żywności. W maju wyniosła 3,8 proc. rok do roku, po 3,6 proc. w poprzednich trzech miesiącach. Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści spodziewali się przeciętnie, że w czerwcu zmalała do 3,5 proc. Tymczasem na podstawie wtorkowych danych GUS można szacować, że inflacja bazowa wzrosła do 4,0-4,1 proc. rok do roku. Tak wysoka nie była od 20 lat.
Za oczekiwaniami spadku inflacji bazowej stało m.in. założenie, że w czerwcu zniknął sztuczny stabilizator inflacji w postaci braku dostępności niektórych usług. W poprzednich miesiącach GUS w takich przypadkach zwykle przyjmował, że ceny były stabilne. W czerwcu , wraz z odmrażaniem gospodarki, większość z tych usług była już dostępna, a ich ceny – jak sugerują wtorkowe dane – wzrosły, zamiast spaść pod wpływem ograniczonego popytu.