Szeroki strumień nowych zamówień, szczególnie eksportowych, podtrzymuje szybki wzrost produkcji przemysłowej w Polsce. Tłumią go jednak niedobory niektórych komponentów, braki kadrowe oraz rosnące ceny surowców i frachtu.
Taki obraz sytuacji w polskim przemyśle maluje PMI, wskaźnik koniunktury bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki przedsiębiorstw. W marcu, jak podała w czwartek firma IHS Markit, wzrósł on do 54,3 pkt z 53,4 pkt w lutym. Choć to najwyższy wynik od początku 2018 r., jest w pewnym stopniu rozczarowujący. Kierując się m.in. opublikowanymi wcześniej danymi z Niemiec, ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie spodziewali się, że PMI w marcu podskoczył do 55,5 pkt. To byłby najwyższy poziom od 2014 r. – Nie zmienia to faktu, że w polskim przemyśle kontynuowane jest dynamiczne ożywienie, a wzrost produkcji przemysłowej w marcu był na dwucyfrowym poziomie nie tylko za sprawą niskiej bazy odniesienia z marca 2020 r. – ocenił Adam Antoniak, ekonomista z banku Pekao.
Ankietowani przez „Parkiet" ekonomiści przeciętnie szacują, że produkcja sprzedana polskiego przemysłu była w marcu o 12,6 proc. wyższa niż przed rokiem. – Kondycja tego sektora naszym zdaniem przeciwdziałała spadkowi PKB w I kwartale br. (w stosunku do IV kwartału – red.) i dzięki temu krajowej gospodarce udało się uniknąć tzw. technicznej recesji – powiedział Andrzej Kamiński, ekonomista z Banku Millennium.
Zamazany obraz
Ocenę koniunktury w przemyśle na podstawie PMI komplikuje obecnie konstrukcja tego wskaźnika. Każdy jego odczyt powyżej 50 pkt oznacza, że więcej firm dostrzega poprawę swojej sytuacji w porównaniu z poprzednim miesiącem niż jej pogorszenie. Dystans od tej granicy można interpretować jako miarę tempa tej poprawy. W tym świetle w marcu przemysł rozwijał się najszybciej od ponad trzech lat.