Opozycja często alarmuje, że wzrost dochodów państwa, czym chwali się premier Mateusz Morawiecki, to tak naprawdę tzw. ukryty podatek inflacyjny. A resort finansów ujawnił ostatnio, ile wyniesie on w tym roku.
9,2 mld zł na plusie
Podczas debaty w Senacie na temat nowelizacji tegorocznej ustawy budżetowej wiceminister finansów Sebastian Skuza poinformował, że całość szacowanego wzrostu dochodów z podatków spowodowanego inflacją to 9,2 mld zł, z czego z VAT to ok. 4,6 mld zł.
Więcej szczegółów nie znamy, można jednak podejrzewać, że pozostałe kwoty budżet państwa ma „zarobić" na innych podatkach bezpośrednich. Istotnym elementem może tu być np. tzw. podatek handlowy, który płacą od początku tego roku sieci handlowe w zależności od swoich obrotów – a im więcej płacimy w sklepach przez inflację, tym obroty większe. Zresztą resort finansów już oszacował, że podatek ten w tym roku przyniesie 2,5 mld zł, czyli o 1 mld zł więcej, niż planowano.
Więcej z PIT i składek
Podwyższona inflacja, która w Polsce sięga już prawie 6 proc., oznacza też większą presję płacową, co przekłada się z jednej strony na przyspieszone podwyżki naszych wynagrodzeń, ale z drugiej również na wyższe PIT i składki na ubezpieczenia społeczne liczone od tych wynagrodzeń. Tu można szacować, że budżet „zarobi" na tym nawet 1–2 mld zł więcej.
Kwota ponad 9 mld zł dodatkowych podatków wyciągniętych z kieszeni Polaków przez inflację to całkiem sporo. Z drugiej strony trzeba przyznać, że budżet państwa ponosi też koszty drożyzny.