Bez głębokich zmian w polityce gospodarczej Polskę czeka wyraźne spowolnienie rozwoju i jednocześnie podwyższona inflacja. – Taka nowoczesna wersja stagflacji wydaje się scenariuszem centralnym – ocenia prof. dr hab. Joanna Tyrowicz, ekonomistka z Uniwersytetu Warszawskiego i środka badawczego GRAPE, senacka kandydatka do Rady Polityki Pieniężnej. Jak jednak podkreśla, nie będzie to pokłosie podwyżek stóp procentowych, które – w świetle dostępnych dzisiaj danych – będą musiały być kontynuowane.
Prof. Tyrowicz jest wśród trojga kandydatów do RPP wskazanych w połowie grudnia przez Senat. Jako jedyna z tego grona nie wypowiadała się od tego czasu na tematy związane z polityką pieniężną i nie była przesłuchiwana przez senacką Komisję Budżetu i Finansów Publicznych. W Radzie zastąpić ma bowiem Rafała Surę, którego kadencja formalnie kończy się dopiero w listopadzie (w praktyce może to nastąpić wcześniej, jeśli Sura zostanie powołany na sędziego w Naczelnym Sądzie Administracyjnym). Dwaj pozostali senaccy kandydaci – Ludwik Kotecki i Przemysław Litwiniuk – zostali już do Rady formalnie powołani. Mają oni zastąpić Eugeniusza Gatnara i Jerzego Kropiwnickiego, których kadencje kończą się jeszcze w styczniu.
Dane przed dogmatami
O tym, jak widzi swoją rolę w RPP, prof. Tyrowicz opowiedziała w tym tygodniu kilku dziennikarzom. Na wstępie podkreśliła, że w swoich decyzjach zamierza kierować się przede wszystkim danymi, a nie dogmatami. – Polityka pieniężna to nie ćwiczenie z dogmatyczności, tylko z uważania na dane i sygnały z gospodarki. Dane są zawsze dostępne z opóźnieniem i często nie mierzą dokładnie tego, co byśmy chcieli – te opóźnienia i niepewność trzeba bilansować w ryzykach na przyszłość – ale bez danych i uważnej ich interpretacji nie ma dobrych decyzji – tłumaczy. I zastrzega, że w RPP będzie miała lepszy dostęp do danych niż dziś. – NBP jest pod tym względem uprzywilejowany, bo do bardzo wielu ważnych źródeł ma dostęp wyłączny, tj. nie mają ich analitycy czy uczelnie. Tylko NBP i RPP mogą się dowiedzieć na bieżąco o procesach cenotwórczych, polityce płac itp. Bez tej wiedzy nie można mieć dziś konkretnego zdania o pożądanej stopie procentowej czy terminie powrotu inflacji do celu. Jako zwykli śmiertelnicy możemy co najwyżej wróżyć z fusów – mówi ekonomistka, która przez wiele lat (w latach 2007–2017) pracowała w NBP, zajmując się badaniem rynku pracy i budżetów gospodarstw domowych.
Jak ocenia obecną sytuację ekonomiczną w świetle danych dostępnych powszechnie? – Widzę mniej więcej tyle, ile pozostali: inflacja wymknęła się spod kontroli w tym sensie, że obecna inflacja nijak się ma do celu (2,5 proc. – red.) – mówi. Jak dodaje, prawdopodobnie doszło już do odkotwiczenia oczekiwań inflacyjnych. – Nie przekonują mnie głosy, że odkotwiczenie to tylko pojęcie techniczne, którym tak naprawdę ludzie firmy się nie przejmują. Przecież inflacja stała się dla firm i gospodarstw domowych istotnym tematem. Po latach poszukiwania pudelków i amantadyny Polacy zaczęli szukać informacji o inflacji. Jeśli to nie jest odkotwiczenie, to nie wiem, co nim jest – mówi.
Prof. Tyrowicz zaznacza jednak, że nie da się z całą pewnością powiedzieć, że mamy do czynienia z tzw. spiralą cenowo-płacową. – Efektów drugiej rundy na pewno należy się obawiać, ale na razie nie ma danych potwierdzających ich występowanie. Efekty drugiej rundy to zjawisko, gdy pracownicy, obserwując rosnące koszty życia, wnioskują o podwyżki płac niewspółmierne do wzrostu ich wydajności. Gdyby to naprawdę zachodziło, sprzyjałoby dalszemu wzrostowi inflacji. Ale na razie nie ma podstaw, by wierzyć, że to zjawisko wystąpiło – tłumaczy.