Zamknięcie prac amerykańskiego rządu to oczywiście spore ograniczenie funkcjonowania  amerykańskiej administracji. Choć w dłuższej perspektywie nie wpływa to znacząco na gospodarkę, to jednak w krótkim terminie może dojść do wysłania setek tysięcy osób na przymusowe urlopy. Skoro ludzie nie dostają pensji, wydawałoby się, że nastroje na giełdach powinny się pogorszyć. Jak pokazuje historia, takie rozumowanie wydaje się być błędne. Zamknięcie prac rządu niesie ze sobą potencjał późniejszych, mocniejszych wydatków, czy nawet wsparcia ze strony banku centralnego w postaci niższych stóp procentowych. Dokładnie taka sama sytuacja obserwowana jest obecnie w USA, co prowadzi do wzrostu indeksów giełdowych do historycznych szczytów.

Analiza poprzednich zamknięć prac rządu pokazuje, że indeks S&P 500 zyskiwał w zdecydowanej większości przypadków w trakcie trwania takich sytuacji. Najdłuższe wstrzymanie ustawy finansującej miało miejsce za poprzedniej kadencji Donalda Trumpa, kiedy to rząd nie wypłacał częściowo pensji przez 35 dni. W tym samym czasie indeksy z Wall Street zaliczyły potężne odbicie, które wynikało m.in. z oczekiwań na kontynuację cięcia stóp przez Fed. Można powiedzieć, że obecna sytuacja wykazuje podobieństwa do tamtej. Fed obniżył stopy  we wrześniu i zamierza kontynuować ten proces w kolejnych miesiącach. Czy w takim razie wzrosty indeksów będą kontynuowane? Warto pamiętać, że wyniki finansowe największych amerykańskich spółek w zasadzie nie zależą od wydatków zwykłych obywateli, którzy w najbliższych tygodniach nie będą otrzymywać pensji. W takim wypadku, jeśli nie dojdzie do pojawienia się innego negatywnego czynnika, wzrosty głównych amerykańskich indeksów mogą być kontynuowane.