Na brak emocji podczas czwartkowej sesji nie można było narzekać. Patrząc na jej wyniki, powodów do zadowolenia nie ma zbyt wiele. Wszystkie główne indeksy zakończyły bowiem notowania pod kreską. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.
O tym, że będziemy musieli się zmierzyć z presją podaży wiadomo było jeszcze zanim sesja na GPW ruszyła. Mocna przecena na Wall Street wyraźnie schłodziła nastroje rynkowe i sprawiła, że kapitał szukał bezpiecznych przystani. Na dzień dobry dostaliśmy więc przecenę, która w przypadku WIG20 przekraczała ponad 1 proc. Jakby kłopotów z Wall Street było mało, pod presją sprzedających znalazły się spółki handlowe. Dość powiedzieć, że akcje Dino spadały nawet w tempie dwucyfrowym. Powód? Słabsze od oczekiwań wyniki Jeronimo Martins czyli właściciela Biedronki, które pokazały, że konsument w ostatnich miesiącach nie był aż tak mocny.
W drugiej części dnia pojawiło się jednak światełko w tunelu. Spółki handlowe zaczęły odrabiać nieco straty, a brak kontynuacji spadków po rozpoczęciu notowań na Wall Street dodał animuszu również i polskim inwestorom. WIG20, który w pewnym momencie sesji spadał już o ponad 2 proc. wziął się za odrabianie strat. Wyjść na plus się nie udało, ale przecenę wynoszącą "jedynie" 0,7 proc. i tak trzeba uznać za sukces byków. Tym bardziej, że WIG20 obronił tym samym ważny poziom 2400 pkt.
Złoto i srebro mocno w dół
Sporo działo się też na rynku walutowym. Początkowo mocno prezentował się dolar, jednak po południu sytuacja zmieniła się o 180 stopni i amerykańska waluta zaczęła znów tracić na wartości. To dało oddech też innym walutom w tym m.in. złotemu.
Czytaj więcej
Jeszcze rano złoty był pod presją sprzedających. W miarę upływu czasu jego pozycja rynkowa zaczęła się jednak poprawiać.