Przynajmniej w teorii środowa sesja miała przebiegać w spokojnej atmosferze. Założenie było takie, że inwestorzy będą wstrzymywali się z mocniejszymi ruchami, czekając na to, co powie w środę wieczorem szef Rezerwy Federalnej Jerome Powell. Po raz kolejny okazało się jednak, że teoria swoje, a życie swoje.

Zarysowany powyżej scenariusz obserwowaliśmy jedynie w pierwszej części notowań. WIG20 nieznacznie zyskiwał na wartości i faktycznie wydawało się, że trwa czekanie na nowy impuls. Ten jednak przyszedł wcześniej, niż się powszechnie spodziewano. Przed godz. 11 nasz rynek zaczął odważniej wspinać się na wyższe poziomy. Szukając jakiś powodów tego ruchu, pewnie trzeba się kierować w stronę rynku walutowego, gdzie widzieliśmy osłabienie dolara i jednocześnie umocnienie złotego. Po ostatnim marazmie rynkowym okazało się to wystarczającym impulsem, by nasz rynek wykonał mocniejszy ruch. Indeksy zaczęły coraz mocniej zyskiwać, a w przypadku WIG20 oraz mWIG40 w pewnym momencie zwyżki zaczęły przekraczać 2 proc. To stawiało nas w gronie najmocniejszych rynków na Starym Kontynencie. Co ciekawe, dobrych nastrojów na GPW nie był w stanie popsuć kolor czerwony, który wyraźnie świecił na Wall Street po otwarciu notowań. Ostatecznie WIG20 zyskał niemal 2 proc. i nie tylko oddalił się od 2200 pkt, ale nawet zbliżył się do 2300 pkt.

Siła naszego rynku w środę była imponująca. Pewnie już w czwartek przekonamy się, czy faktycznie ten ruch miał uzasadnienie, czy też jednak był nieco na wyrost, szczególnie że będziemy już po decyzji i komunikacie Fedu.