Środowa sesja na warszawskiej giełdzie miała dwa oblicza. W pierwszej jej części ekscytowaliśmy się potencjalnym nowym historycznym rekordem notowań indeksu WIG. Poranne godziny przyniosły bowiem wyraźne zwyżki na GPW (zarówno WIG, jak i WIG20 rosły o ponad 1 proc.), więc scenariusz zakładający ustanowienie nowego szczytu stał się jak najbardziej realny. Ostatecznie jednak próby te spaliły na panewce. WIG w szczytowym punkcie osiągnął wartość 74 960 pkt, a to oznacza, że do historycznego rekordu zabrakło jedynie 58 pkt.
Później jednak indeks szerokiego rynku zaczął się oddalać od szczytu. Zwyżki topniały, a w pewnym momencie przerodziły się wręcz w spadki. Oczywiście można narzekać, że w tym samym czasie niemiecki DAX rósł, a od zwyżek dzień zaczęły amerykańskie indeksy. Trzeba jednak pamiętać, że nasz rynek dzień wcześniej zaliczył silny wystrzał, więc chwilowe schłodzenie nastrojów i realizacja części zysków jest po prostu czymś naturalnym.
Końcówka notowań na GPW upływała już pod dyktando sprzedających. Najmocniej dali się oni we znaki największym spółkom. WIG20 stracił w środę prawie 0,8 proc., a najwięcej w gronie największych spółek traciły banki. Spadkom nie oparły się także średnie firmy zgromadzone w mWIG40. Ten indeks spadł 0,5 proc. Na tym tle błysnął sWIG80, który zyskał symboliczne 0,05 proc. Środowa sesja to była typowa korekta po bardzo mocnym wzroście. WIG nadal jest blisko historycznego szczytu. Atak na niego przy obecnych uwarunkowaniach wydaje się jedynie kwestią czasu.