Po wtorkowej sesji na warszawskiej giełdzie aż chce się powiedzieć: w końcu. Na parkiecie znów powiało optymizmem, a także dało się zaobserwować większe zainteresowanie handlem.
Nasz parkiet do wtorkowej sesji przystępował po czterech spadkowych dniach w wykonaniu indeksu WIG20. To zredukowało sporą część wzrostów, które widzieliśmy zaraz po wyborach parlamentarnych. Wtorkowe wydarzenia przywołały te miłe wspomnienia. Od początku notowań byliśmy bowiem świadkami wyraźnych wzrostów na GPW. Wystarczyły dwie godziny handlu, aby WIG20 znalazł się ponad 2 proc. nad kreską. Powodów do zadowolenia było kilka. Nie dość, że widzieliśmy wyraźne wzrosty, to jeszcze plasowały one nas w gronie najmocniejszy rynków w Europie. Mało tego, gdy my rośliśmy, indeksy w Niemczech czy też we Francji były pod kreską (nie pomagały im m.in. odczyty indeksów PMI).
Czytaj więcej
Łączny wskaźnik PMI dla przemysłu i sektora usług strefy euro spadł z 47,2 pkt we wrześniu do 46,5 pkt w październiku, czyli do najniższego poziomu od 35 miesięcy. Każdy jego odczyt poniżej 50 pkt sugeruje recesję w obu sektorach.
Oczywiście można się przyczepić do tego, że po porannym wystrzale w górę notowań, emocje wyraźnie opadły. Byki nie bardzo były w stanie wyprowadzić kolejny cios, ale jednocześnie w pełni kontrolowały sytuację rynkową. W drugiej połowie dnia dostały zresztą wsparcie zza Oceanu, gdzie sesja rozpoczęła się także od zielonych akcentów. Warszawskie byki znalazły się w uprzywilejowanej sytuacji i bez problemu dowiozły zwycięstwo do końca. WIG20 ostatecznie zyskał 1,9 proc. i zamknął notowania na poziomie 2059 pkt.
Motorem napędowym naszego rynku we wtorek znów okazały się banki. Liderem wzrostów w gronie spółek z WIG20 był mBank, którego papiery podrożały o 4,1 proc. Niewiele słabiej poradził sobie Pekao, który urósł o niemal 3,9 proc. Obroty na całym rynku wyniosły 1,3 mld zł. Patrząc na wtorkowe wydarzenia można powiedzieć, że pachnie końcem korekty, która ostatnio znów gościła na GPW.