Poziom 2200 pkt dla indeksu WIG20 na razie wydaje się być poziomem nie do sforsowania. Podczas poniedziałkowej sesji jedynie na moment udało się go przebić, jednak już zamknięcie notowań wypadło poniżej tej wartości. Ci, którzy liczyli, że popyt podejmie kolejną próbę ataku we wtorek, mogą czuć się rozczarowani.
Wtorkowa sesja na warszawskiej giełdzie należała bowiem do niedźwiedzi. Już na początku notowań dały one o sobie znać. WIG20 w pierwszych fragmentach notowań tracił około 0,4 proc. Później spadki dodatkowo przybrały na sile, a indeks największych spółek naszego parkietu zaczął tracić nawet ponad 1 proc. Z pewnością nie pomagały mu opublikowane we wtorek odczyty indeksów PMI dla przemysłu w Europie. Ten polski znalazł się w grupie rozczarowań. Był to więc idealny pretekst do tego, aby schłodzić nieco nastroje rynkowe. Po tak dobrym lipcu na rynkach nawet jednak i cofnięcie bez publikacji makro można byłoby traktować jako coś zupełnie normalnego. Co ważne, nie spadaliśmy sami. W zasadzie większość europejskich rynków notowała we wtorek zniżki.
W drugiej części notowań sytuacja na GPW zaczęła się jednak poprawiać. Wystarczył fakt, że amerykańskie indeksy, wzorem europejskich, nie wykonały mocniejszego cofnięcia. Spadki po otwarciu notowań wynosiły około 0,3 proc. To dodało animuszu również inwestorom w Warszawie. Popyt ruszył do ataku i przez moment wydawało się nawet, że uda się odrobić wszystkie poranne straty. Tak się jednak nie stało. WIG20 zamknął sesję pod kreską, ale stracił jedynie 0,2 proc. Jeśli był to pierwszy takt długo oczekiwanej korekty rynkowej, to trzeba przyznać, że był on bardzo cichy.
Pod kreską dzień zakończyły także średnie i małe spółki. I tu przecena była niewielka. mWIG40 stracił 0,3 proc., a sWIG80 0,1 proc.