O małym przełomie można natomiast mówić w Warszawie. WIG20 wzrósł o 2,0%, mWIG40 o 0,55%, a sWIG80 o 0,18%. Przed otwieraniem szampana powstrzymują wciąż nie za wysokie obroty (1,1 mld zł), natomiast z perspektywy technicznej potwierdzenie poniedziałkowej obrony wsparcia i zamknięcie na dziennych maksimach daje powody do optymizmu. Najważniejszym wydarzeniem dnia dla lokalnego rynku była bez wątpienia decyzja RPP, ale spodziewany wzrost stopy referencyjnej o 50 pb (do 2,75%) trudno traktować jako szczególny sygnał do kupna. Banki faktycznie były głównym motorem wzrostu (indeks sektorowy zyskał 2,42%), natomiast silne wzrosty większości najważniejszych spółek na GPW, także rafinerii, PZU, KGHM czy LPP sugerują dla nas raczej koszykowe zakupy inwestorów zagranicznych. Taką tezę wspiera też fakt, że górą z trwającej od początku miesiąca konsolidacji wybił się RTS, a BUX zyskał 1,55%. Kolejne sesje pokażą, czy można mówić o ponownym napływie kapitału do regionu.
Wszystko wydaje się sprzyjać temu, by odbicie było kontynuowane już dzisiaj. Po kolejnym niepewnym początku dnia tym razem zobaczyliśmy solidne wzrosty (S&P 500 zyskał 0,84%, a Nasdaq 1,28%) także na Wall Street, giełda w Nowym Jorku również zamykała się w pobliżu dziennych maksimów, co zawsze stanowi pozytywny sygnał. Spadek szalonej zmienności oraz regularny popyt wynikający z rozpoczynającej się fali buybacków (czynnik wspierający rynek do połowy marca) mogą przyciągać inne grupy nabywców, którzy i tak w naszej opinii przynajmniej chwilowo spojrzą łaskawszym okiem na sektor technologiczny (czynnik, który jest kluczowy dla nawet tymczasowego powstrzymania rotacji do spółek value i „reszty świata") po sezonie wynikowym.
Gotowa do ruchu w górę wydaje się Azja, stopniowo odzyskując życie po obchodach chińskiego Nowego Roku. Wierzymy, że luty może okazać się na Dalekim Wschodzie dobrym miesiącem m.in. za sprawą bardzo niskich w tym miesiącu wykupów obligacji przez deweloperów. Dziś większość azjatyckich rynków zyskuje około 1%, najsilniejszy Hang Seng niemal dwa razy więcej.
Rosną notowania futures na amerykańskie indeksy, europejskie powinny zacząć dzień jeszcze silniej, odrabiając część wczorajszej straty do Stanów Zjednoczonych. Dzisiejszy dzień będzie jednak znacznie mniej istotny niż jutrzejszy, gdy poznamy dane o styczniowym CPI w USA. Aby można było mówić o silniejszym odbiciu na świecie, potrzebna jest zapewne stabilizacja rentowności amerykańskich obligacji skarbowych, 10-latki są już bardzo blisko symbolicznej granicy 2%.
W Warszawie oczy inwestorów będą skierowane głównie na konferencję prezesa NBP. Oczekujemy po niej przede wszystkim uporządkowania chaosu w jego wcześniejszej komunikacji i wyjaśnienia, co miał na myśli w słynnym wywiadzie dla Bloomberga, w którym padły słowa, że „stopy proc. w Polsce powinny wzrosnąć mocniej niż obecnie oczekuje rynek". Od tamtej pory niespodziankę zapewne sprawił prezesowi Bank Czech, sugerując koniec cyklu, EBC broni się przed szybszym zakończeniem QE i podwyżką wcześniej niż w końcówce roku. Spodziewamy się zatem sugestii, że o ile skala zacieśnienia będzie związana z napływającymi danymi, sugerowany przez część mediów i opozycję wzrost stopy referencyjnej do 5-6% nie jest scenariuszem bazowym (ten określamy obecnie jako 4-4,5%). W uzasadnieniu tego „złagodzenia retoryki" zapewne padną słowa o znaczeniu kanału kursowego w polityce monetarnej (temat silniejszego złotego pojawił się we wczorajszym komunikacie) oraz o podwyżce stopy rezerwy obowiązkowej.
Zielono w Azji
Piotr Neidek, BM mBanku