Reklama

Drukując pieniądze, FED na dłuższą metę igra z ogniem

"Ludzie, ludzie, zwariowałem, pieniądze rozdaję" - krzyczał Franek Dolas w pamiętnej scenie z filmu "Jak rozpętałem II wojnę światową".

Publikacja: 02.04.2009 01:39

Drukując pieniądze, FED na dłuższą metę igra z ogniem

Foto: GG Parkiet

Z podobną sytuacją mamy obecnie do czynienia w USA. Ostatnie działania Fedu w mojej opinii podważają zaufanie do walut drukowanych. Skoro można przyciskiem "enter" dodać bilion dolarów, to za kwartał można dodać kolejne dwa itd. Nie ma w gospodarce wystarczającego popytu? Dopłaćmy do samochodów, lodówek, pralek, domów i telefonów komórkowych! A potem pozostaje udać się z roboczą wizytą do Harare.

Oczywiście argumenty za stosowaniem takich działań są bardzo mocne. Wskaźnik prędkości obiegu pieniądza spadł w okolice 1, społeczeństwo amerykańskie będzie musiało się przez wiele lat oddłużać, zwiększając stopę oszczędności, proces zmniejszenia zalewarowania odnosi się do całej gospodarki światowej. Banki są i pozostaną słabe kapitałowo i mało skłonne do udzielania kolejnych kredytów. Wszystkie te czynniki będą wpływać na zmniejszenie podaży pieniądza, co powoduje deflację i skłania Fed do stymulowania gospodarki za pomocą zwiększenia bazy monetarnej (wzrost z 800 mld do 2,5 bln USD po uwzględnieniu ostatniej decyzji!). Jednak te argumenty są moim zdaniem chybione.

Polityka łatwego pieniądza prowadzona przez Alana Greenspana też miała swoje argumenty w postaci recesji internetowej. Czy doprowadziła do pozytywnych efektów? Owszem, USA wyszły z recesji, ale opłaciły to ogromnym kosztem długoterminowym w postaci zadłużenia. Co gorsza, gospodarka została wręcz uzależniona od niskich stóp procentowych - próba ich podniesienia przyniosła obecną recesję.

Jakie będą długoterminowe efekty takiej polityki, o ile będzie kontynuowana na taką skalę? Pamiętajmy, że Franek Dolas wcale pieniędzy nie rozdawał, a je zabierał. Oczywiście będziemy mieli wysoką inflację, wysokie stopy procentowe, podwyższenie kosztów życia dla każdego Amerykanina. Jednym słowem, nie ma w gospodarce darmowych obiadów, a za błędy przeszłości ktoś musi zapłacić.

Jeśli chodzi o bieżącą sytuację rynkową, to trwa korekta ostatnich wzrostów, o której pisałem w poprzednim komentarzu. Korekta w mojej opinii jeszcze się nie skończyła. Zniesienie 50-62 proc. wzrostów oznaczałoby poziomy od 730-750 pkt dla S&P500 oraz 1412-1440 pkt dla WIG20. Siłę rynku zawsze poznaje się na korektach. Jeśli spadki zakończymy już na 38-proc. zniesieniu wzrostów (około 1500 pkt), będzie to oznaczało bardzo silny rynek.

Reklama
Reklama

Po ustanowieniu lokalnego dołka powinniśmy mieć kolejną falę wzrostów, które wyniosą nas na nowe lokalne szczyty, jednak dynamika wzrostów będzie znacznie słabsza, a korekty częstsze. Zakończenie wzrostu przewiduję na połowę roku. Drugie półrocze moim zdaniem będzie okresem rozczarowania przedłużającą się recesją, które zaowocuje nowymi dołkami na giełdach.

Giełda
Apetyt na rynki wschodzące
Giełda
GPW znów chce wierzyć w pokój na Ukrainie
Giełda
Giełda i złoty wyraźnie mocniejsze po plotkach na temat pokoju na Ukrainie
Giełda
Jednak będzie obniżka w grudniu?
Giełda
Na GPW trwa przeciąganie liny
Giełda
DAX z problemami przy 23400 pkt
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama