Odwrót kupujących z rynku ułatwiły niezbyt dobre dane z amerykańskiej gospodarki.
Inwestorzy skupili uwagę na raporcie z rynku pracy i publikacji wskaźnika ISM dotyczącego sektora usług w USA. Dane o rynku pracy teoretycznie nie powinny dawać podstaw do pozbywania się papierów - zarówno liczba zlikwidowanych miejsc pracy, jak i stopa bezrobocia, okazały się niemal dokładnie takie, jak oczekiwali ekonomiści. Gracze czasem zwracają jednak uwagę na bezwzględne wielkości, a te dają do myślenia.
Tempo, w jakim firmy w USA likwidują miejsca pracy, wciąż jest bardzo wysokie (ponad 650 tys. etatów miesięcznie) i ani trochę nie słabnie. èle to wróży na kolejne miesiące i zapowiada przedłużenie się recesji, bo kolejni Amerykanie mogą bać się zwolnień i ograniczać konsumpcję. Drugi z raportów - indeks ISM - tylko podgrzał obawy przed trwaniem recesji. Koniunktura w sektorze usług w marcu zamiast, jak oczekiwano, poprawić się, jednak się pogorszyła.
Na dane z USA silnie zareagowały giełdy w?Europie - szczególnie negatywnie wyróżniał się Londyn - indeks FTSE-100 spadł tam o 2,3 proc. Inwestorzy, tak jak za Atlantykiem, pozbywali się akcji banków (Credit Suisse, Deutsche Bank), kupowali natomiast papiery firm samochodowych.Na Wall Street wskaźniki spadały przez kilka godzin, ale potem odrobiły straty. Około 18.00 wyszły praktycznie na zero.
Wcześniej po ponad 3 proc. traciły m.in. akcje Microsoftu i Alcoa, czyli takich firm, których kondycja zależy od koniunktury w gospodarce. Wśród poszczególnych branż najwięcej taniały papiery firm farmaceutycznych, m.in. wskutek obniżenia rekomendacji dla Bristol-Myers Squibb.