To pokazuje, że odnalezienie klucza do przyszłej koniunktury na polskiej giełdzie nie jest łatwe. Jeśli jednak spojrzymy z perspektywy całego obecnego miesiąca na jej zachowanie, to wydaje się ono bardziej zrozumiałe.
Wzrost naszego rynku jest w kwietniu bardzo zbliżony do zysków, jakie przyniosły akcje na dojrzałych rynkach europejskich. Jednocześnie wypadamy znacznie lepiej niż amerykański S&P 500. Można założyć, że po okresie nadrabiania strat względem innych rynków, jakie warszawski parkiet poniósł w pierwszych tygodniach tego roku, teraz znów przyjdzie czas na zrównanie się stóp zwrotu.
W tym kontekście uwagę zwraca coraz większe podobieństwo obecnego wzrostu w USA do wcześniejszych korekt bessy. Chodzi tu o słabnące tempo zwyżek w miarę trwania ruchu w górę. Przez ostatnie ponad 3 tygodnie S&P 500 poszedł w górę o mniej niż 5 proc. w porównaniu z ponad 22-proc. zwyżką z dwóch pierwszych tygodni wzrostu. Bardzo szybko poprawiają się przy tym nastroje inwestorów.
Relacje między bykami i niedźwiedziami przez ostatni tydzień poprawiły się aż o ponad 10 pkt proc. Pierwszy raz od początków stycznia liczba optymistów jest większa niż pesymistów (według ankiety Investors Intelligence). Stopniowo zmniejsza się też aktywność inwestorów, a w ostatnich dniach zaczęła maleć szerokość rosnącego rynku.
Do tego coraz wyraźniej poprawa koniunktury następuje wbrew danym makro. Ostatnie dni były pasmem rozczarowań - źle wypadły dane o sprzedaży detalicznej, produkcji przemysłowej, liczbie osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych, których jest już przeszło 6 milionów. Nawet do wyników spółek finansowych można było mieć zastrzeżenia. W przeliczeniu na akcję osiągnięcia Citigroup czy JPMorgan nie wyglądały już tak różowo, jak czyste wyniki netto.