WIG zyskał 3,4 proc., poprawiając tegoroczny rekord (o ile słowo "rekord“ jest na miejscu, biorąc pod uwagę skalę wcześniejszej bessy). WIG20 skoczył nawet o 4,2 proc. (mimo to nie zdołał jeszcze przebić styczniowego szczytu).
Dlaczego inwestorzy zignorowali czarną wizję ogłoszoną przez Komisję (wg urzędników unijnych, PKB ma zmaleć o 1,4 proc.)? Odpowiedzią są ogłoszone również wczoraj najnowsze odczyty wskaźników PMI dla przemysłu strefy euro. Wskaźniki te, które (jak już wiele razy pisałem) są silnie skorelowane z cenami akcji, kolejny raz wzrosły. Chociaż nie powróciły jeszcze powyżej 50 pkt (poziom ten uznaje się za granicę oddzielającą rozwój i recesję w przemyśle), to szybko zmieniają się w pożądanym przez inwestorów kierunku.
W tym kontekście pesymistyczna prognoza KE jest co najmniej zaskakująca, tym bardziej że ów pesymizm jest najwyraźniej mocno spóźniony. Jeszcze w styczniu (a więc w momencie, gdy doszło do kulminacji negatywnych zjawisk w gospodarce światowej) Komisja prognozowała, że polska gospodarka urośnie w tym roku o 2 proc. Tymczasem od tego czasu (zwłaszcza w kwietniu) pojawiło się wiele sygnałów świadczących o tym, że rosną szanse na pozytywny przełom.
Brak reakcji inwestorów na czarne wizje urzędników jest potwierdzeniem odwiecznej reguły, zgodnie z którą kursy akcji znacznie szybciej wybiegają w przyszłość, niż praktycznie zawsze spóźnione prognozy ekonomistów. Często bywa wręcz tak, że ekonomiści obniżają szacunki jeszcze długo po tym, gdy bessa sięga dna. Być może z takim scenariuszem mamy do czynienia i teraz.
Abstrahując od prognoz, wczoraj inwestorzy otrzymali poważny długoterminowy sygnał kupna ze strony analizy technicznej. WIG przebił listopadowy szczyt oraz linię trendu spadkowego. Mimo sporego ryzyka przejściowej, nawet kilkumiesięcznej korekty, perspektywy na najbliższe kilkanaście miesięcy znacznie się poprawiły.