Pytanie "czy to już?" pojawiło się w ostatnich dniach ponownie, wraz z realizacją zysków na ostatnich dwóch sesjach.
Na razie jednak, obawy znów okazują się przesadne w stosunku do tego, co faktycznie dzieje się na rynku. Wczorajsza sesja była dobrym tego przykładem. Niskie otwarcie notowań (WIG 1,2 proc. na minusie) wydawało się sugerować, że korekta spadkowa nabiera tempa, a oczekiwania pesymistów zaczynają się spełniać. Znów jednak podaż akcji okazała się za mała, by sprowokować dalszą, głęboką przecenę. W ciągu dnia WIG odrabiał straty i zakończył sesję jedynie 0,4 proc. na minusie.
Czy łączny spadek WIG-u o 1,8 proc. względem ostatniego szczytu można traktować jako sygnał przesilenia? Niezależnie od symbolicznej skali przeceny, nie pojawiły się (przynajmniej na razie) żadne sygnały każące uważać ruch w dół za trwałą zmianę średnioterminowej tendencji. WIG nie przebił żadnego ważnego poziomu wsparcia - ani linii trendu wzrostowego, ani majowego szczytu, ani tym bardziej szczytu z początku stycznia.
W tej sytuacji opieranie decyzji inwestycyjnych na zgadywaniu, czy rozpoczęła się większa korekta, jest równie mało racjonalne, jak w poprzednich miesiącach, gdy spekulacje na temat załamania trendu wzrostowego okazywały się całkowicie błędne.
Analiza techniczna opiera się na reagowaniu na zmiany zachodzące na rynku, a nie na próbach zgadywania, czy zmiany takie mogą się pojawić. To samo można powiedzieć o wszelkich spekulacjach dotyczących fundamentalnych czynników ryzyka i niepewności. Pesymiści mogą wskazywać choćby na ostatni wzrost rentowności amerykańskich obligacji, czy też drożejące surowce.