Równocześnie jednak dotychczasowy zakres zniżek jest na tyle nieduży, że trudno obwieszczać ich zakończenie. Optymiści mają więc wciąż powody, by oczekiwać kontynuacji korzystnej tendencji. Pesymiści, w tym ja, widzący w zwyżkach trwających od połowy lutego jedynie korektę bessy, są w trudniejszej sytuacji. Ostatnie 2-3 tygodnie znacznie nadwątliły ich scenariusze, zakładające wyraźnie mniejsze odrobienie strat.
Jednocześnie jeśli chodzi o sam czas trwania tych wydarzeń jest on na tyle krótki, że z punktu widzenia średnio- i długoterminowych scenariuszy, nie warto spieszyć się z ich zdecydowanym porzuceniem. Niemniej jednak pokora wobec rynkowego trendu skłania do pilnej obserwacji sytuacji i poszukiwania sygnałów potwierdzających słuszność optymistycznych zachowań inwestorów. Na razie te poszukiwania nie przynoszą jednoznacznych rezultatów, co w dalszym ciągu skłania do podchodzenia z rezerwą do giełdowej minieuforii.
Nie dają o sobie zapomnieć Chiny, gdzie drugi bank w tym państwie (Chiński Bank Budownictwa) zdecydował o zmniejszeniu o 70 proc. udzielanych kredytów, by odwrócić proces narastania złych długów. Zmasowana akcja kredytowa była natomiast powodem przyspieszenia chińskiej gospodarki w II kwartale i nadziei inwestorów, że państwa rozwijające się będą liderami globalnego ożywienia. Ten scenariusz staje pod coraz większym znakiem zapytania.
Można na najbliższy czas założyć, że warszawska giełda, po tym, jak w lipcu była najsilniejsza na świecie, będzie relatywnie słabiej zachowywać się względem rynków dojrzałych. Czy będzie to oznaczać jedynie brak zwyżek, czy jednak wyraźne zniżki, zależy od kondycji światowych parkietów. Szczególnie ten w Ameryce trzyma się zadziwiająco mocno, nie reagując na niepokojące doniesienia, głównie dotyczące kondycji konsumentów (niekorzystna struktura amerykańskiego PKB w II kwartale, czerwcowe dochody i wydatki Amerykanów, które wykazały coraz silniejszy spadek, lipcowa sprzedaż w sieciach handlowych, która spadła o 5 proc. r./r.). Istnieje obawa, że ignorowanie złych wiadomości będzie trwać tylko do pewnego momentu, a ostatecznie sprawdzi się powiedzenie, iż kropla drąży skałę.
Sytuacja na naszym parkiecie jest klarowna. WIG ma silny opór w okolicy 36 tys. pkt, ale dopóki nie przełamie ważniejszego wsparcia, nie ma powodów, by zapowiadać odwrócenie trendu. W średnim terminie kluczowy jest czerwcowy szczyt. Wypada przy 32,4 tys. pkt. Jego przełamanie oznaczałoby, że od szczytu WIG spadłby o więcej niż 8,5 proc., czyli zasięgiem przekroczyłby najsilniejszą zniżkę z okresu od połowy lutego. Tym bardziej więc byłyby powody, by obwieścić zakończenie pomyślnej passy. Do wsparcia jednak brakuje aż ponad 6 proc., więc perspektywa jego testowania jest na razie odległa.