Pierwsza sesja nowego tygodnia rozpoczęła się od znaczących spadków. WIG20 po otwarciu 2 proc. poniżej piątkowego zamknięcia kontynuował osuwanie się, by zakończyć dzień na poziomie 2030,7 pkt. Oznacza to spadek o 3,17 proc. Stabilniej zachowywały się indeksy mniejszych spółek. sWIG80 stracił 1,06 proc., natomiast mWIG40 1,65 proc. Na szerokim rynku zniżkowało 66 proc. walorów.

Pomimo kilkudniowych zniżek, giełdowe niedźwiedzie nie powinny żywić nadziei na znaczące pogorszenie nastrojów. Ile potrwa obecna korekta, jest oczywiście wielką niewiadomą. Może to być kwestia zaledwie kilku dni, chociaż ewentualne kilkumiesięczne spadki również nie powinny być wielkim zaskoczeniem. Z technicznego punktu widzenia po przełamaniu oporu na poziomie 1750 - 1800 punktów następna linia obrony leży dopiero na wysokości lutowego dołka, czyli w okolicach 1300 punktów. Niemniej jednak długoterminowy kierunek rynku został już wyznaczony - to północ.

Wprawdzie po części źródeł trendu wzrostowego można doszukiwać się w poprawie wskaźników gospodarczych, jednak prawdziwy fundament stanowi zmiana nastrojów na rynkach. Do polepszenia koniunktury jako uzasadnienia zwyżek na parkiecie należy podchodzić z dystansem z co najmniej dwóch powodów. Po pierwsze zmienność na rynkach finansowych w ostatnich kilku latach była wielokrotnie większa aniżeli zmienność agregatów ekonomicznych. Nawet wahania prognoz przepływów pieniężnych nie są na tyle duże, aby pozwalały uzasadniać skoki indeksów.

W grę musi wchodzić jakiś inny czynnik. Po drugie obecne opinie o ożywieniu w gospodarce bazują głównie na wskaźnikach wyprzedzających, wśród których jednym z najskuteczniejszych są notowania indeksów giełdowych. Paradoksalnie oznacza to uzasadnianie wzrostu na giełdzie zwyżkami na giełdzie. Po trzecie wreszcie skoro to ruchy na giełdzie wyprzedzają ruchy w gospodarce, a nie na odwrót, doszukiwanie się uzasadnienia dla ruchów na giełdzie w poprawie koniunktury budzi wątpliwości.

Obecnie to nie poprawa koniunktury gospodarczej, a poprawa nastrojów jest motorem napędowym GPW. Na rynku finansowym coraz wyraźniej daje o sobie znać tak zwany price-to-price feedback. "Niedzielni" inwestorzy, obserwując wzrost z ostatnich miesięcy, spodziewają się podobnych stóp zwrotu w przyszłości, co skłania ich do lokowania własnych oszczędności na GPW. Dodatkowy popyt na rynku oznacza oczywiście dalszy wzrost cen, i tak koło się zamyka. Ostatecznie skończy się to zapewne pęknięciem kolejnego bąbla, jednak do tego jest jeszcze daleko. Pierwsze oznaki nowego cyklu - spadek premii za ryzyko i zmiana struktury oszczędności - są już widoczne. Do stanu, jaki obserwujemy zwykle na szczycie bańki, pozostała jeszcze długa droga.