Zachęcił ich do tego niespodziewany zysk spółki Alcoa, największego w USA producenta aluminium. Jej raport tradycyjnie rozpoczął sezon publikacji kwartalnych wyników przez amerykańskie spółki i tym samym optymistycznie nastroił inwestorów, zapowiadając lepsze wyniki również w innych przedsiębiorstwach.

Optymizm był tym większy, że po południu naszego czasu Departament Pracy poinformował o większym od spodziewanego spadku liczby wniosków o zasiłki dla bezrobotnych. Obie te informacje wydają się potwierdzać, że amerykańska gospodarka wyszła z recesji lub jest jej do tego coraz bliżej. Wcześniej odnotowano zwyżki na azjatyckich giełdach, do czego przyczynił się raport o niespodziewanym wzroście zatrudnienia w Australii. Oczywiście, nie bez znaczenia dla przebiegu wczorajszych notowań były decyzje Europejskiego Banku Centralnego i Banku Anglii o pozostawieniu stóp procentowych na rekordowo niskich poziomach i kontynuowaniu programów wspierających wzrost gospodarczy. Wprawdzie wszyscy spodziewali się takich decyzji, ale gdyby ich nie podjęto, giełdy poszłyby ostro w dół.

Po południu jeszcze jednym impulsem do zwyżki indeksów stała się informacja ze Stanów Zjednoczonych o pierwszym od 13 miesięcy wzroście sprzedaży detalicznej we wrześniu. Ponad dwie trzecie ankietowanych handlowców odnotowało przychody większe od spodziewanych. Sprzedaż była większa o 1,1 proc. Kupujących przyciągnęły do sklepów rabaty. Handlowcy mieli rok na dostosowanie strategii do mniejszych możliwości klientów.

Ceny miedzi wzrosły wczoraj zarówno w Nowym Jorku, jak i w Londynie najbardziej od tygodnia. I w tym przypadku inwestorów zachęcił do zakupów lepszy od spodziewanego wynik Alcoa, a do tego doszły obawy o ciągłość dostaw z kopalni BPH Billiton w Chile i Australii zagrożonych strajkami, a zwyżce cen miedzi, jak i wszystkich surowców również wczoraj sprzyjał taki dolar. Po południu na londyńskiej giełdzie za tonę miedzi płacono 6240,25 USD w porównaniu z 6095 USD na środowym zamknięciu.

Ceny ropy naftowej najpierw dość ostro, o 1,5 proc., poszły w górę po opublikowaniu raportu o poprawie sytuacji na rynku pracy w USA, ale później inwestorzy przypomnieli sobie o rosnących zapasach w USA i po południu baryłka ropy kosztowała w Londynie 67,47 USD, o 27 centów więcej niż na zamknięciu dzień wcześniej. Cena złota trzeci dzień z rzędu biła rekordy i na popołudniowym fiksingu w Londynie za uncję płacono 1045 USD. Dopóki dolar będzie słaby, złoto powinno drożeć.