Giełdowe zwyżki od wielu miesięcy opierają się nie na twardych danych, lecz głównie na oczekiwaniach dotyczących szybkiego odradzania się gospodarek i poprawiania wyników przez firmy. Oczekuje się, że po tym, jak udało się wyciągnąć gospodarki z głębokiego dołka dzięki pieniądzom rządowym, teraz wreszcie do kieszeni sięgną konsumenci, dzięki którym wzrost zostanie podtrzymany. Wczorajsze dane mogły jednak lekko zachwiać tymi nadziejami.
Okazało się bowiem, że w III kwartale wzrost PKB USA był mniejszy od pierwotnie raportowanego (2,8 proc. względem podawanych wstępnie 3,5 proc.), a dodatkowo mniejszy wkład w jego tworzenie miała konsumpcja, która wzrosła jedynie o 2,9 proc., zamiast spodziewanych 3,2 proc. To źle wróży zwłaszcza na obecny kwartał, obejmujący sezon świątecznych zakupów, który jest najważniejszym w roku dla detalistów i bardzo ważny także dla całej gospodarki. Nie trzeba przypominać, że konsumpcja to aż 70 proc. PKB USA.
Po raporcie o PKB otwarcie giełd w Nowym Jorku wypadło na niewielkim minusie, ale niedługo potem indeksy traciły już prawie 1 proc. Do spadków, wcześniej obserwowanych w godzinach przedpołudniowych, wróciły też rynki europejskie. Z danymi o PKB kontrastował opublikowany później indeks nastojów konsumentów Conference Board, który wzrósł niespodziewanie do 49,5 pkt, z 48,7 pkt w październiku. Pomogło to odrobić indeksom część strat.
Najbliższe dni nie powinny przynieść większych zwrotów na parkietach, a to ze względu na zaczynający się w czwartek weekend Dnia Dziękczynienia w USA.
Po danych z Ameryki razem z akcjami straciły też główne surowce. W efekcie miedź przestała być najdroższa od 14 miesięcy, a ropa potaniała do 76 USD.