Trudno powiedzieć, czy za kontratakiem podaży stoi skokowe umocnienie dolara, wymuszające odwinięcie części transakcji typu carry trade, czy też ujawnia się już lęk przed podwyżką stóp procentowych. W każdym razie sam fakt zanikania przyrostu ubytku miejsc pracy nie stanowi przesłanki do zaistniałego na giełdzie zniesienia aż połowy fali całej bessy w ciągu zaledwie 3 kwartałów. U genezy dekoniunktury stoi przecież przewlekła, systemowa zapaść całego systemu finansowego. Przypomnijmy: obecna recesja kosztowała USA w ciągu 2 lat utratę 7,2 mln miejsc pracy.
Nieuchronna korekta tegorocznego rajdu była już wielokrotnie odraczana, ale z każdym miesiącem jej niewystąpienia zasięg i gwałtowność przyszłych spadków rośnie. Można to porównać do jadącej w górę windy, której energia potencjalna wzrasta. Oby tylko liny się nie zerwały. Póki co na tych wątłych amerykańskich zawiasach niby-hossy osadzają się nabrzmiałe wyceny rynków wschodzących i surowców przemysłowych (ropa naftowa, miedź). Mechanizmy tej wzrostowej maszynerii skutecznie oliwił obsuwający się dolar.
W takich okolicznościach „wielki brat” trzymający polskie kontrakty terminowe na WIG20 zdążył nieźle przydusić posiadaczy krótkich pozycji. Zamknięcie minionego tygodnia na 2460 pkt oznacza nowy, acz ponownie sztucznie wymęczony tegoroczny rekord. Nie uwzględniał on jednak późniejszej kontry podaży w Nowym Jorku, dlatego dzisiejsze nowe otwarcie przynosi minusy w Azji i szybki dostosowawczy spadek naszych FW20 o około 30 pkt.
Bliskość rejonu 2,5 tys. pkt uruchamia niemałe pokłady wstrzemięźliwości, tym bardziej w obliczu prawie 10-miesięcznej nieobecności solidniejszych spadków. Duży zagraniczny spekulant w oczywisty sposób stoi po długiej stronie rynku i stara się przeczyścić depozyty polskich indywidualnych inwestorów. Przez takie partykularne zagrywki logiczny łańcuch przyczynowo-skutkowy został zerwany. Rodzi się coraz więcej niejednoznaczności, wśród których – zamiast prawidłowej reakcji na realia makro – do rangi kluczowej zagadki urastają zamiary tandemu sterującego futuresami.
U majaczącego na horyzoncie schyłku roku można się pokusić o szkic scenariuszy końcowej rozgrywki. Bodaj najszerzej akceptowany przebieg wydarzeń to historycznie dobry grudzień zwieńczony wysokim zamknięciem i solidnym dorobkiem znoszącym znaczną część całego dorobku bessy. Powstaje pytanie, czy będziemy świadkami zaledwie podtrzymywania obecnych cen, czy też ujawni się nowy szał zakupów, jeszcze bardziej zostawiający w tyle fundamenty. Gdyby br. zakończył się w okolicy 2,5 tys. pkt na indeksie WIG20, oznaczałoby to ok. 40-proc. zwyżkę od poprzedniego Sylwestra (1790 pkt), tudzież podwojenie wartości z lutowego dołka. Trzeba uczciwie przyznać: całkiem przyzwoity przerywnik w bessie, a o powtórce tego wyniku w AD 2010 można tylko pomarzyć.