Wyniki notowań z pewnością byłyby lepsze, gdyby nie rozczarowujące dane z gospodarki amerykańskiej.Poprawa nastrojów nastąpiła już w środę wieczorem naszego czasu. Po publikacji tzw. beżowej księgi przez Fed, w której wskazano na lepszą koniunkturę gospodarczą na większości obszaru USA, nowojorskie indeksy ruszyły w górę i średnia Dow Jones już na koniec środowej sesji osiągnęła nowy najwyższy poziom od rozpoczęcia obecnej hossy.
Wczoraj miała szansę dołączyć do niej "pięćsetka", czyli indeks S&P 500. Zwyżkami zakończyła się sesja w Azji, od wzrostu zaczęły się również notowania w Europie. Inwestorzy oczekiwali bowiem, że po sesji w USA świetne wyniki finansowe pokaże Intel i że zatrą one złe wrażenie po otwierającym sezon raporcie Alcoa. Raczej pozytywna dla rynków była także decyzja oraz komunikat EBC.Równocześnie jednak oczekiwano na porcję danych z amerykańskiej gospodarki, szczególnie te o sprzedaży detalicznej i o nowych bezrobotnych.
Niestety, raport o sprzedaży mocno minął się z prognozami - zamiast wzrosnąć, spadła ona o 0,3 proc. Dane o bezrobotnych też okazały się gorsze od oczekiwań. Zachwiało to giełdami. W Europie Zachodniej część indeksów zeszła nawet pod kreskę, a otwarcie w Nowym Jorku wypadło blado.
Tyle tylko, że jak nie raz w trakcie ostatnich miesięcy byki wykazały się wczoraj wyjątkową odpornością. Nie poddały się do końca sesji i główne giełdy w Europie kończyły ją zwyżkami o około 0,4 proc. (o nowych rekordach nie było mowy, bo indeksy straciły we wtorek, a niektóre też w środę, więcej niż nowojorskie). W Nowym Jorku sesje zakończyły siź zwyżkami. S&P 500 zyskał 0,2 proc.
Wśród surowców dużą uwagę zwracają ceny ropy naftowej, które spadały na pięciu z sześciu ostatnich sesji (a w Londynie nawet na wszystkich sześciu). Wczoraj kosztowała ona najmniej od dwóch tygodni.