Potaniała ponad połowa firm.Przyczyny słabości popytu trudno byłoby znaleźć we wczorajszych danych makro. Co prawda doniesienia z amerykańskiego rynku nieruchomości były poniżej oczekiwań (rozczarowała sprzedaż domów), ale informacje te pojawiły się dopiero o godz. 16, czyli w momencie, kiedy indeksy i tak były już od dłuższego czasu na minusach. Tymczasem opublikowane dużo wcześniej dane, takie jak indeks niemieckiego instytutu Ifo czy poziom inflacji w naszym kraju, były lepsze niż prognozy, co jednak nie zachęciło inwestorów do większych zakupów.
Taki bieg wydarzeń to rozczarowanie dla tych zwolenników analizy technicznej, którzy liczyli na powstanie odwróconej głowy z ramionami na wykresie WIG20 (oraz WIG). Poniedziałkowy wyskok notowań na otwarciu sesji zatrzymał się niemal idealnie na linii szyi tej formacji (biegnącej po lokalnych górkach z 12 maja i 31 maja), a później była już tylko stagnacja notowań. Wczoraj rano przez chwilę ponownie pojawiła się szansa na realizację tego optymistycznego scenariusza, ale zaraz potem kupujący znów dali za wygraną.
W tym kontekście można nakreślić możliwe scenariusze na najbliższą przyszłość. Jeśli mimo wszystko uda się w końcu zmobilizować siły kupujących i WIG20 przebije linię szyi, a jednocześnie lokalny szczyt z 14 czerwca (2403,9 pkt), będzie to sygnał trwalszej poprawy nastrojów. Przynajmniej teoretycznie potencjał wzrostowy wynikający z odwróconej głowy z ramionami powinien wystarczyć do zwyżki WIG20 do poziomu ok. 2550 pkt, a stąd już krótka droga do rekordu hossy (2604 pkt).
Na razie jednak nie można zakładać realizacji takiego optymistycznego scenariusza. Jeśli wczorajsza słabość popytu przerodzi się w choćby kilkudniową przecenę, to pojawi się wątpliwość, czy obiecująca formacja odwróconej RGR przypadkiem "się nie rozmyła" i nie należy do niej przywiązywać już wagi. Taką tezę potwierdziłoby zwłaszcza przebicie dołka z minionego tygodnia (2351 pkt).
O tym, że optymistyczny wariant niekoniecznie jest tym najbardziej prawdopodobnym, świadczy sytuacja na wykresie kojarzonego z małymi spółkami indeksu sWIG80, który w przeszłości często dawał trafniejsze wskazówki niż WIG20. Chociaż wczoraj indeks spadł niewiele (0,35 proc.), to jednak znalazł się najniżej od prawie czterech tygodni, co gorsza, zbliżając się do dołka całej fali spadkowej rozpoczętej w połowie kwietnia. Do poziomu tego (11260 pkt) brakuje już tylko 1,1 proc.