. Ostatnio jednak i na GPW widać optymistyczne zjawiska. Wczoraj WIG20 zdobył się wreszcie na wybicie w górę z wąskiej konsolidacji w przedziale ok. 2100–2200, w jakiej tkwił od połowy grudnia. Dzięki zwyżce o 1,1 proc. (w trakcie sesji rósł nawet o 2,4 proc.)
indeks znalazł się najwyżej od ponad pięciu tygodni. To niejedyne osiągnięcie byków z punktu widzenia analizy technicznej. Kolejny sukces to naruszenie zniżkującej linii łączącej serię lokalnych szczytów, począwszy od czerwca ub.r.
Wczoraj w górę indeks ciągnęły akcje m.in. spółek surowcowych – za sprawą spekulacji na temat złagodzenia polityki pieniężnej w Chinach. Walory KGHM podrożały o 3,6 proc., a PKN Orlen o 3,5 proc. Pocieszająca jest też zwyżka kursów średnich i małych firm.
Czy wydarzenia w ostatnich dniach to oznaka początku trwałej hossy? Taka diagnoza wydaje się niestety wciąż zbyt śmiała. Na razie nie zdarzyło się bowiem jeszcze nic, z czym inwestorzy nie mieliby już do czynienia w poprzednich miesiącach. Wystarczy sięgnąć pamięcią do okresu październik–listopad ub.r. Jak widać na wykresie, także wtedy WIG20 przebił zniżkującą linię i ustanawiał kilkutygodniowe maksima. Na dłuższą metę niewiele to jednak zmieniło, bo później nadeszła listopadowa fala wyprzedaży. Kto zagwarantuje, że tym razem będzie inaczej?
Sygnałem początku hossy byłoby dopiero wybicie w górę z szerokiego przedziału ok. 2100–2450 pkt, w jakim