Jeżeli spojrzeć na wykresy obu indeksów przez pryzmat analizy technicznej, to można mówić o pewnym przełomie jedynie w przypadku WIG. W kwietniu spadki zatrzymały się na poziomie wsparcia tworzonego przez dołki z jesieni 2012 roku, a następnie strona popytowa doprowadziła do przełamania oporów tworzonych przez lokalne ekstrema z kwietnia i dołek z lutego br. Jeżeli ten obraz uzupełnić o poprawę sytuacji na podstawowych wskaźnikach, to taki układ może zapowiadać powrót do maksimów z początku roku (48 222,7 pkt). Zanim jednak rynek akcji ruszy dalej na północ, wcześniej powinna mieć miejsce przynajmniej 1–2-tygodniowa realizacja zysków.

Warszawski parkiet stosunkowo blado wypada jednak na tle największych światowych giełd. Przez ostatni miesiąc niemiecki DAX wzrósł o 13 proc., wybijając się na nowe historyczne rekordy. Rekordy stały się też udziałem m.in. amerykańskiego S&P500, który zyskał wprawdzie jedynie 8 proc., ale trzeba mieć na uwadze, że korekta poprzedzająca ten wzrost miała bardzo symboliczny charakter.

Ta relatywna słabość GPW na tle czołowych europejskich i amerykańskich giełd w dalszym ciągu stawia duży znak zapytania przy perspektywach rodzimego rynku akcji. Nawet mimo że sytuacja techniczna może sugerować atak WIG-u na maksima z początku roku. Z ostatecznymi wnioskami co do przyszłości należy się wstrzymać do czasu, aż zobaczymy, jak rynek spisuje się w czasie korekty na świecie. Nie ma bowiem wątpliwości, że ta zbliża się dużymi krokami. Jeżeli wówczas GPW będzie tracić relatywnie mniej niż giełdy światowe, to będzie można mówić o przełomie. Wówczas też wzrośnie prawdopodobieństwo powtórki z ubiegłego roku, gdy po słabej pierwszej połowie, druga stała pod znakiem zwyżek. Aczkolwiek już teraz są sygnały, że taka sytuacja może mieć miejsce.

Trzecia dekada maja może przynieść realizację zysków na rynkach rozwiniętych, co w dół pociągnie również GPW. Pretekstem do sprzedaży akcji mogą być spekulacje nt. zakończenia przez Fed programu QE3. Nie ma jednak szans, żeby to przerwało hossę na giełdach.