Ostatnie trudne sesje niejako zmaterializowały potencjalną groźbę, związaną ze zbyt dużym optymizmem panującym na parkiecie. Na horyzoncie pojawiły się ponadto inne zagrożenia, jak choćby możliwość ograniczenia programu skupu aktywów przez Rezerwę Federalną już w grudniu. Jeszcze w minionym tygodniu mało kto się tego spodziewał, ale ostatnia seria niezłych danych spowodowała weryfikację wcześniejszych założeń. Czy FOMC zdecyduje się już teraz na ograniczenie QE3, wydaje się loterią, gdyż decyzje Komitetu po wrześniowym zaskoczeniu już nie są łatwo przewidywalne. Zapewne wiele zależeć będzie od piątkowych danych z rynku pracy. Jeżeli gospodarka amerykańska zdoła wykreować 200 tys. nowych miejsc pracy lub więcej, to władze monetarne będą stały przed nie lada wyzwaniem. Z jednej bowiem strony poprawa na rynku pracy i niezłe odczyty wskaźników wyprzedzających wymuszać powinny cięcie programu QE3. Z drugiej jednak strony wciąż uporczywie niska inflacja oraz zbliżająca się zmiana na stanowisku prezesa zmuszać powinny do wstrzymania się ze zmianami skali skupu. W tym wypadku najlepiej by było, gdyby piątkowy raport szczególnie dobry nie był. Umożliwiłoby to powstrzymanie się z poważnymi decyzjami do przyszłego roku, a inwestorzy dodatkowo dostaliby argument do zakończenia roku na wyższych poziomach niż obecnie.
Wydaje się jednak, że decyzja FOMC to niejedyna bolączka, z jaką muszą się zmierzyć parkiety. Lokalnie panujący optymizmu wymaga obniżenia – i to się w trakcie spadków oczywiście dzieje, ale jego poziom wciąż może się wydawać zbyt wygórowany. Nie można również obojętnie przechodzić obok tego, co się dzieje na Ukrainie. Kondycja tamtejszego gospodarki pozostawia wiele do życzenia i wszelkie spotęgowanie jej niestabilności może się odbić negatywnym echem na całym regionie. Kolejnym elementem układanki jest już nieco zapomniana kwestia OFE, gdzie w przypadku uchwalenia przez parlament planowanych zmian ich wejście w życie skutkować będzie przeobrażeniem funduszy, co zapewne nie pozostanie bez konsekwencji dla rynku. Na sam koniec warto jednak dodać jedną istotną kwestię. Otóż jak to dobrze wypisywać zagrożenia i na nich się skupiać, zamiast prezentować szanse. Nic bowiem tak nie uskrzydla rynku jak ściana strachu, po której można się wspinać. Jej ponowne pojawienie się we wzrostowej fazie cyklu koniunkturalnego powinno być witane z zadowoleniem.