Zniżka WIG20 o 1,7 proc. okazała się najbardziej dotkliwa od sierpnia 2010?roku. W ciągu jednego dnia indeks dużych spółek przebył dystans równy w przybliżeniu jednej czwartej przedziału konsolidacji, w jakiej tkwi już od trzech miesięcy.
Co gorsza po przebyciu owego dystansu indeks blue chips wkroczył do ważnej średnioterminowej strefy wsparcia. Od góry tworzy ją dołek kilkudniowej silnej przeceny z początku stycznia (2658 pkt). Dolną granicą strefy jest natomiast minimum z końca listopada (2611,6 pkt), które znajduje się niewiele powyżej okrągłego poziomu 2600 pkt (a także w przybliżeniu pokrywa się ze szczytem z kwietnia 2010 r., którego ustanowienie poprzedzało najgłębszą dotąd korektę hossy). Jego znaczenie zwiększa to, że na tej właśnie wysokości udawało się powstrzymywać zapędy sprzedających w październiku 2010 r. (po czym nastąpił dynamiczny ruch ku nowym szczytom hossy).
Już wczoraj WIG20 znalazł się nieco poniżej górnej granicy strefy wsparcia, co każe oczekiwać, że nie obejdzie się bez przetestowania dolnej granicy, czyli okolic 2600 pkt. Tam powinno się rozstrzygnąć, czy będziemy mieli do czynienia z czymś więcej niż tylko krótkoterminową korektą spadkową. Ewentualne przebicie wsparć byłoby o tyle alarmujące, że trwającą od trzech miesięcy konsolidację traktować można jako przysłowiową ciszę przed burzą. Na podstawie szerokości konsolidacji potencjalny ruch po wybiciu szacować można na ok. 200 pkt. W razie sforsowania bariery ok. 2600 pkt WIG20 otworzyłby więc sobiedrogę do ok. 2400 pkt, czyli do poziomu, na którym był ostatnio jeszcze w sierpniu ubiegłego roku.
Na razie nie wyprzedzajmy jednak faktów. Jak sama nazwa wskazuje, wsparcie to taki poziom, na którym mają szansę zatrzymać się spadki i może dojść do odbicia. Pocieszające jest to, że np. na wykresie indeksu sWIG80 kojarzonego z małymi spółkami (a więc grupą znacznie większą niż wąskie grono firm z WIG20) sytuacja daleka jest do dramatyzmu. Indeks co prawda także wczoraj spadł, ale spadek odbywa się z poziomu rekordów hossy, więc trudno, by pojawiły się tu z dnia na dzień poważne sygnały sprzedaży.
W sferze fundamentalnej uwagę zwracały wczoraj dane o inflacji w USA. Wskaźnik CPI w ujęciu rok do roku znalazł się na poziomie najwyższym od siedmiu miesięcy. Nawet w wersji bazowej (skorygowanej o chwiejne ceny żywności i energii) roczna inflacja znalazła się najwyżej od sierpnia 2010 r. Co prawda tempo wzrostu cen w USA jest wciąż bardzo niskie (inflacja wynosi 1,7 proc., a bazowa 0,9 proc.), ale ostatnie przyśpieszenie sugeruje, że Fed będzie miał coraz mniejsze pole manewru, jeśli chodzi o utrzymanie rekordowo łagodnej polityki pieniężnej.