Gdyby piątkowa sesja w Warszawie zostałaby przerwana o godz. 16, inwestorzy kończyliby tydzień w kiepskich nastrojach. Od otwarcia, aż do wspomnianej godziny, indeksy na GPW pozostawały pod kreską, która zaczęła się pogłębiać po południu. W dziennym dołku, na poziomie 2270 pkt., indeks WIG 20 tracił nawet 1,9 proc. wobec czwartkowego zamknięcia. Spadkom towarzyszyły skrajnie niskie, nie oglądane od dawna na naszym parkiecie, obroty.
Bardzo podobny przebieg miały notowania na innych parkietach europejskich choć spadki były głębsze niż w Warszawie. Przez cały dzień giełdy w Londynie czy Frankfurcie powoli zniżkowały. Dzienne minimum indeksu DAX było aż 3,25 proc. poniżej zamknięcia z poprzedniej sesji.
Pasywna postawa inwestorów wynikała z oczekiwania na popołudniowe (o godz. 16.00 czasu polskiego) wystąpienia Bena Bernanke, szefa amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Optymiści wierzyli (choć patrząc po zachowaniu się giełd było ich niewielu), że Bernanke zapowie uruchomienie trzeciej rundy luzowania polityki pieniężnej, czyli pompowania pieniędzy w gospodarkę, żeby pobudzić ją do wzrostu. Pesymiści spodziewali się, że program (tzw. QE3) nie zostanie uruchomiony co zepchnie światową gospodarkę w głęboką recesję.
Bernanke tymczasem nie powiedział nic na temat planowanych działań Fed. Jego wystąpienie pełne było ogólników na temat tempa rozwoju amerykańskiej gospodarki. Wyraził nadzieję, że będzie ona wzrastać choć tempo nie będzie zbyt duże.
Dlatego pierwszą reakcją inwestorów na wystąpienie było rozczarowanie, które skutkowało spadkiem na światowych giełdach. Szybko do głosu doszli jednak optymiści a parkiety zaczęły marsz w górę. Optymizm inwestorów był szczególnie widoczny na rynkach walutowych. Gracze zaczęli wyprzedawać szwajcarskiego franka uznawanego za najlepszą lokatę na bezpieczne czasy i kupować euro i dolara. Euforia ominęła jednak rynek złota, którego kurs zachowywał się stabilnie w porównaniu z czwartkiem. W Warszawie o godz. 17.15 za franka płacono 3,58 zł czyli siedem groszy mniej niż dzień wcześniej. Dolar był wyceniany na 2,8870 zł (przecena o 0,3 proc.) a euro na 4,1660 zł czyli tyle samo co dzień wcześniej.