Bez większego wpływu na notowania okazały się dziś opublikowane dane o niemieckiej sprzedaży detalicznej. Zapewne wynika to z faktu mieszanej wymowy tej publikacji. O ile w ujęciu m/m dane okazały się lepsze od prognoz, to już w relacji r/r negatywnie zaskoczyły. Indeks WIG20 rozpoczyna dzisiejszą sesję spadkiem o 0,09 proc. względem wczorajszego zamknięcia. Pozytywny wpływ na indeks mają m.in.: Pekao i PGE. Obie spółki zyskują po ok. 0,4 proc. PKN jest tą, która najbardziej ciąży. W chwili rozpoczęcia notowań spółka traciła na wartości 1,5 proc.
Indeksy spółek amerykańskich zanotowały wczoraj spadki o ponad 1 proc. z nawiązką niwelując zwyżki z dnia poprzedniego. Indeks przemysłowy Dow Jones stracił na wartości 1,28 proc., indeks S&P500 spadł o 1,43 proc., a Nasdaq o 1,17 proc. Jak twierdzą analitycy przyczyną spadków był utrzymujący się strach o sytuację w Grecji (niepewne sondaże) oraz wsparcie tego strachu doniesieniami z Hiszpanii, a w szczególności ruchami na rynku długu hiszpańskiego. Wczoraj rentowność obligacji 10-letnich tego kraju osiągnęła poziom 6,72 proc. Na dłuższą metę taki koszt zadłużenia się nie jest do utrzymania.
Za spadek cen obwiniać również można opublikowane wczoraj dane makroekonomiczne. Pół godziny po rozpoczęciu sesji na Wall Street opublikowano informację o spadku ilości podpisanych umów kupna/sprzedaży domów o 5,5 proc., choć prognozy sugerowały symboliczny wzrost o 0,1 proc. To nie jest tzw. twarda zmienna makro. Niemniej jest uznawana za prognostyk obrotów na rynku nieruchomości. Jej spadek miałby sugerować zbliżające się osłabienie w ilości zawieranych transakcji. Nie wolno także zapominać, że dzień wcześniej na rynek napłynęła wiadomość o słabszym od prognoz wskaźniku zaufania konsumentów. W szczególności uwagę zwracała składowa oczekiwań, która spadła. Trzeba bowiem pamiętać, że zmiany tej składowej są dość dobrze skorelowane ze zmianami amerykańskiej konsumpcji. Na szczęście jeden miesiąc nie czyni jeszcze trendu.
Na rynkach azjatyckich przeważały spadki cen, ale ich skala na początku sesji była większa za sprawą słabego zakończenia notowań w USA. Indeks Nikkei rozpoczął dzień na poziomie 8499,68 pkt. osiągając w trakcie sesji poziom 8455,13 pkt., by ostatecznie zakończyć notowania na 8542,73 pkt. I to pomimo małego rozczarowania przy okazji publikacji danych o produkcji przemysłowej. Taki poziom zamknięcia odpowiada spadkowi o 1,0 proc. względem poprzedniego dnia. W Szanghaju notowania zakończyły się spadkiem o 0,5 proc.
W trakcie wczorajszej sesji przeważała podaż. Wzrost cen, jaki pojawił się o 13:00 był krótki i można go uznać jedynie za przerwę w powolnym spadku, jaki miał miejsce przed i po jego pojawieniu się. Ten powolny spadek cen jest zgodny z kierunkiem aktualnego trendu. Indeks WIG20 oddalił się wczoraj od wtorkowego szczytu, a więc również od poziomu szczytu z 10 maja. To właśnie okolica 2100 pkt. jest tą, którą musi pokonać indeks, by można było uznać, że popyt wraca na rynek. Dotychczasowe wzrosty okazywały się zbyt małe i nie przekonują, że popyt ma poważne zamiary. Prawdę mówiąc wczorajsze zachowanie nie wróży niczego dobrego. Po tym, co wczoraj zaprezentował bardziej należy się martwić o piątkowe lokalne minimum niż próbę atakowania oporu.