Zarówno indeks WIG20, jak i reprezentujący szeroki rynek WIG wyznaczyły nowe miesięczne minima. Pytanie tylko, czy ta siła warszawskiej giełdy na tle światowych rynków akcji może stanowić podstawę tezy o przyszłym rajdzie świętego Mikołaja na GPW. Na gruncie analizy technicznej jak najbardziej. To, że po silnej przecenie w dniach 19–23 października br., gdy strona popytowa straciła tak mocne argumenty przemawiające za kontynuacją wzrostów jak wrześniowa luka hossy na wykresach indeksów WIG20 i WIG, spadki nie były kontynuowane w kolejnych tygodniach, jest niewątpliwie czynnikiem przemawiającym na plus. Szczególnie że w tym czasie na Wall Street trwała regularna wyprzedaż akcji. Innym wartym odnotowania argumentem przemawiającym na korzyść posiadaczy akcji jest środowe wybicie WIG20 górą z kanału spadkowego, jaki od dołu tworzy linia łącząca lokalne dołki z końca września i października, a od góry równoległa do niej linia zaczepiona o maksimum z 18 października br.

Powodów do optymizmu paradoksalnie można szukać też w USA. Spadek S&P 500 z poziomu 1471 pkt do 1345 pkt, który miał miejsce na przestrzeni ostatnich sześciu tygodni, w sposób dostateczny powinien dyskontować wszelkie obawy związane z klifem fiskalnym w USA (to teraz numer jeden na rynkach). Szczególnie że ryzyko ich zmaterializowania się wydaje się stosunkowo niewielkie.

Amerykańscy politycy, podobnie jak w wielu innych „palących kwestiach" w przeszłości, porozumieją się również w tej sprawie. Jedyne więc, co może budzić obawy, to w jakim stylu i kiedy do takiego porozumienia w Kongresie dojdzie. Im szybciej, tym lepiej dla światowych giełd.

Tylko czy ponad 8-proc. spadek S&P 500 i najniższe poziomy od pięciu miesięcy to nie jest przesadzona reakcja nawet wtedy, gdyby niepewność odnośnie do „fiscal cliff" miała się utrzymać do końca roku?

Owszem, jest to przesadzona reakcja. Dlatego z każdym spadkiem amerykańskich indeksów rośnie prawdopodobieństwo mocnego odbicia w górę. Jednocześnie rośnie prawdopodobieństwo pozytywnego wpływu ewentualnych wzrostów na Wall Street na zachowanie inwestorów w Warszawie. Dlatego też Święty Mikołaj powinien w tym roku zawitać nad Wisłę.