W ciągu pozostałych 10 miesięcy roku, biorąc pod uwagę ostatnie 70 lat, indeks S&P500 zyskiwał średnio „tylko" 4 proc. Co ważniejsze, ryzyko straty związane z inwestycją w akcje w ciągu dwóch najbliższych miesięcy jest statystycznie najmniejsze ze wszystkich miesięcy w roku. Szczególnie grudzień jawi się w tych porównaniach najbardziej korzystnie. Aż w 75 proc. przypadków ostatni miesiąc roku kończy się wzrostem indeksów. Wniosek z tych historycznych analogii jest prosty. Nie opłaca się być mocno niedoważonym w akcjach na przełomie roku. Zachowanie giełd w ciągu ostatnich kilku sesji wydaje się potwierdzać wyuczony schemat i sugerować mocną końcówkę 2012 r. W tym właśnie miejscu nachodzą mnie pewne wątpliwości. W końcu nie każdy rok w historii amerykańskiej giełdy kończył się „fiskalnym urwiskiem".

Dodatkowo, uczestnicy rynku zaczęli ignorować dane pokazujące słabszą niż oczekiwana rzeczywistość amerykańskiej gospodarki. Znaleziono świetne i w dużej mierze wiarygodne usprawiedliwienie dla gorszych odczytów np. z rynku pracy, czyli skutki huraganu Sandy. W przypadku rynku nieruchomości, choć dane w dalszym ciągu pokazują wzrost aktywności i poprawę sytuacji, to jednak tempo tego procesu jest już niższe niż rozbudzone oczekiwania inwestorów. To wszystko powoduje, że wskaźnik pozytywnego zaskoczenia danymi ekonomicznymi w USA zaczął ostatnio wyraźnie słabnąć, wskazując na ograniczony potencjał wzrostu na rynku akcji. Nie jest on niemożliwy, tym bardziej że wsparty jest siłą sezonowego wzorca, ale ustanowienie przez amerykańskie indeksy nowych szczytów w ciągu najbliższych dwóch miesięcy wydaje mi się zbyt śmiałą koncepcją.

Co innego, jeżeli chodzi o rynki wschodzące i indeksy akcji w Europie Zachodniej. Ich zachowanie było zdecydowanie silniejsze w czasie jesiennej korekty i pozostało takie w ciągu ostatnich, zwyżkowych sesji. Ustanowienie pod koniec listopada przez indeks reprezentujący 600 czołowych europejskich spółek najwyższego poziomu od półtora roku nie wygląda na przypadek. Tym bardziej że rynki wschodzące są na dobrej drodze do dokonania takiego samego wyczynu. Przyznaję, że wygląda to wszystko trochę zbyt pięknie, żeby mogło być prawdziwe. W szczególności na naszym krajowym parkiecie, gdzie indeksy akcji szybują wraz z cenami polskich obligacji, podczas gdy dane gospodarcze wyglądają gorzej niż fatalnie. Być może w tym właśnie tkwi siła i ważność tego ruchu. Bywa on najsilniejszy w momencie, w którym trudno jest znaleźć ku temu jakąś racjonalną przyczynę.