W południe pojawiła się informacja o słabszej produkcji przemysłowej w Niemczech. Spadek o ponad 2 proc. nie był tym, czego oczekiwano. Wprawdzie trzeba brać poprawkę na to, że to są dane miesięczne, ale jednak to nie pierwsza tego typu publikacja. Ma to szczególne znaczenie dla Polski, bo jesteśmy mocno uzależnieni od kondycji gospodarki niemieckiej.
Inną negatywną niespodzianką była publikacja wskaźnika nastrojów amerykańskich konsumentów. To wartość wstępna, ale znacząco odbiegała od oczekiwań. Czyżby nastroje powoli normowały się? Ostatnio wskaźniki konsumenckie były wyraźnie wyższe od tego, co faktycznie prezentowała sama gospodarka amerykańska. Z punktu widzenia rynku akcji można to było nawet uznać za czynnik ryzyka.
Kontrakty zaliczyły nowe szczyty trendu, ale tylko w pierwszej minucie notowań panował optymizm. Później do głosu doszła podaż. Nie była duża, ale skutecznie obniżała ceny. Indeks nie zdołał tego dnia wyznaczyć nowego szczytu zwyżki. Niemniej w kontekście najbliższych dni patrzę na rynek z optymizmem, ale tylko w odniesieniu do możliwości osiągnięcia poziomu 2500 pkt. Jeśli ceny zatrzymają się tam na dłużej, może to oznaczać koniec zwyżek i możliwość spadków trwających nawet kilka tygodni. Im bliżej końca roku, tym nerwowość związana z klifem fiskalnym będzie narastała.