Jednocześnie największy pesymista w tym gronie miał 60 proc. zaangażowania, podczas gdy w przeszłości najczęściej byli tacy, u których w portfelach przeważały krótkie pozycje. Jeszcze tydzień wcześniej przeciętne zaangażowanie wynosiło nieco ponad 86 proc., a największy pesymista miał 125 proc. portfela w krótkich pozycjach. Eskalacja optymizmu jest więc bardzo duża. Na krótką metę może to wspierać koniunkturę, ale w średnim terminie przestrzega przed zdecydowaną korektą kilkumiesięcznych zwyżek. W takich uwarunkowaniach nie będzie ona zapewne ani łagodna, ani krótka. Zanim jednak na dobre się zacznie, może jeszcze upłynąć sporo czasu. Co więcej, jest też szansa, że S&P 500 dotrze nawet do rekordowego poziomu. Z obecnego dawałoby to jeszcze około 4-proc. potencjał zwyżki. Jak pokazały ostatnie tygodnie, nie musiałoby to oznaczać współmiernych zwyżek na większości światowych parkietów. Minione miesiące mogły przyzwyczaić, że zachowanie amerykańskiego parkietu nie musi być pełnym wyznacznikiem kondycji giełd w innych częściach świata.
Globalny rynek akcji we wtorek dotarł do silnego oporu, jaki stanowi górka z 2011 r. Znaleźliśmy się zatem w dogodnym miejscu do pojawienia się korekty. Na wielu rynkach zresztą ona się rozgrywa, a takie zmiany, jak ostatnio w Turcji, gdy giełda w kilka dni straciła 9 proc., dają wyobrażenie o tym, jaką siłę może przybierać realizacja zysków. Naturalne jest, że ma ona charakter proporcjonalny do poprzedzającego ją ruchu. A Turcja była w II połowie 2012 r., a także w trzech pierwszych tygodniach stycznia, jednym z silniejszych parkietów świata. Zresztą to samo można było powiedzieć o naszej giełdzie. W takich okolicznościach często pojawia się wątpliwość, czy osłabienie rynków, które były liderami dotychczasowego trendu, to jedynie naturalna zmiana na czele peletonu, czy jednak zapowiedź wyczerpywania się siły tej tendencji. Na warszawskim rynku ostrzeżeniem przed pogłębieniem zniżek jest zejście WIG poniżej 47,1 tys. pkt, przy których można wyznaczać dolną granicę trendu bocznego, trwającego od II połowy grudnia. Na poziomie czwartkowego zamknięcia można jednak doszukiwać się jeszcze wsparcia w postaci głównej linii ośmiomiesięcznego wzrostu. W związku z tym dopiero przełamanie 46,7 tys. pkt będzie można uznać za sygnał do kontynuacji ruchu w dół. WIG spadłby wtedy przynajmniej do 45,5 tys. pkt.