Ten dylemat można ująć też inaczej – zniżki cen papierów dłużnych zwiększają szanse na przepływ środków z tego rynku na giełdy, ale równie dobrze rosnąca rentowność obligacji na dłuższą metę zwiększa ich atrakcyjność i może wywołać odwrotny proces. Trudno na razie definitywnie rozstrzygać te dylematy. Wiadomo, że wyższa rentowność obligacji w kilka tygodni nie wyrządzi większych szkód gospodarce, ale może dać o sobie znać w perspektywie kilku miesięcy, choćby poprzez to, że konsumenci i firmy zaczną powstrzymywać się z zaciąganiem nowych zobowiązań.

Tak samo trzeba patrzeć na przepływy kapitału pomiędzy rynkami długu i akcji. Strach przed negatywnymi konsekwencjami ograniczania skupu aktywów dla obligacji będzie stopniowo ustępował miejsca obawom, że wyceny akcji w relacji do dochodowości obligacji stają się nieadekwatne do perspektyw wzrostu zysków spółek. W Ameryce premia za ryzyko, mierzona różnicą stopy zysku z akcji (odwrotność wskaźnika cena/zysk) oraz zyskowności 10-latek, zmniejszyła się do 3,6 pkt proc., najniższego poziomu od około 2 lat. To co prawda poziom wciąż wyższy od średniej z ostatnich 10 lat, ale skala i tempo spadku (jeszcze w początkach czerwca premia przekraczała 6,2 pkt proc.) dają do myślenia. Przeciętnie w ostatnich 5 latach mieliśmy do czynienia z bardziej atrakcyjną premią za ryzyko inwestycji w amerykańskie akcje.

Z tak wysoką premią za ryzyko, jak w ostatnich latach, poprzednio mieliśmy do czynienia w latach 70. XX wieku; utrzymywała się wtedy na ponadprzeciętnym poziomie przez długie lata. Biorąc pod uwagę, że gospodarki na świecie wciąż są wspierane „kroplówkami" z banków centralnych, trzeba liczyć się z tym, że obecnie jeszcze długo premia za ryzyko będzie na ponadprzeciętnym poziomie. W związku z tym każdy jej wyraźny spadek będzie w średnim terminie stanowił zagrożenie dla rynków akcji.

W tych okolicznościach trudno zatem oczekiwać ukształtowania się trwałej fali zwyżkowej na giełdach w najbliższych tygodniach. Najbardziej optymistycznym wariantem pozostaje utrzymanie się w szerokich trendach bocznych wyznaczonych ekstremami z maja i czerwca. Wariant bardziej pesymistyczny opiera się na materializacji ryzyk związanych ze spowolnieniem w Chinach i wynikających ze zwyżki rentowności obligacji problemów z kontynuacją ożywienia na rynku nieruchomości w USA oraz z odnowieniem się obaw o losy ciągle zadłużających się europejskich gospodarek. W konsekwencji w kolejnych tygodniach powróciłyby wyraźne zniżki na rynki ryzykownych aktywów.