Światowe giełdy akcji, w tym szczególnie te na Starym Kontynencie, stały się beneficjentami nie tylko niższych stóp procentowych i podnoszących się wskaźników wyprzedzających, ale także kolosalnego uspokojenia nastrojów. Spready kredytowe, ryzyko płynności czy zmienność giełdowa w Europie zanurkowały do wieloletnich minimów. Co więcej, klasyczne wskaźniki wyceny – przynajmniej w Europie – wciąż znajdują się na poziomach, które trudno posądzić o drożyznę. Dobrą passę potwierdziły wczorajsze dane o PKB w strefie euro. Europejska gospodarka odnotowała wzrost po raz pierwszy od siedmiu kwartałów, a wynik +0,3 proc. kwartał do kwartału był wyższy niż oczekiwania ekonomistów. Co więcej, podstawą zwyżek był rosnący popyt wewnętrzny i wydatki gospodarstw domowych. Oznacza to, że okres „małej stabilizacji" najwyraźniej pozwolił konsumentom uwierzyć, że będzie lepiej.
Materializujące się ożywienie gospodarcze inwestorzy witają oczywiście z otwartymi ramionami, jednak nie rozwiązuje ono wszystkich bolączek naszego kontynentu. Po pierwsze, na razie ma swoje źródła niemal wyłącznie w Niemczech i Francji, natomiast nie w kulejących peryferiach Europy. Po drugie, szybsze ożywienie może owym peryferiom wręcz zaszkodzić, bowiem umacniające się euro uderzy w ich konkurencyjność, która – co warto podkreślić – od początku kryzysu niemal się nie poprawiła. Po trzecie wreszcie, ożywienie jest wciąż zbyt nieśmiałe, żeby wyciągnąć z długów gospodarki południa. Weźmy choćby przykład Grecji. Jej gospodarka skurczy się w tym roku o ponad 4 proc. Mimo dokapitalizowania banki wciąż nie są skłonne pożyczać pieniędzy, a bezrobocie jest o 4 punkty proc. wyższe niż rok temu. Dodatkowo krucha koalicja rządowa może nie być w stanie przeforsować wszystkich reform wymaganych przez trojkę. Ostatnie dyskusje na temat zniesienia restrykcji w sprzedawaniu przejętych przez banki nieruchomości mogą nawet doprowadzić do ucieczek posłów z partii i nowych wyborów. Jeżeli dołożymy do tego deflację i kiepskie perspektywy wzrostu na przyszły rok, jest niemal pewne, że Grecja będzie potrzebowała kolejnej restrukturyzacji zadłużenia. Być może recesja w strefie euro dobiegła końca, ale kryzys zadłużeniowy zdecydowanie nie.