Kiedy Rezerwa Federalna prowadziła ultraluźną politykę (QE3), ceny akcji rosły jak na drożdżach. Kiedy jednak bank centralny skończył z QE i zapowiedział podwyżki stóp procentowych na horyzoncie, umacniający się pod wpływem tych zapowiedzi dolar zaczął schładzać koniunkturę (czego najnowszym dowodem jest marcowy raport z rynku pracy – wzrost zatrudnienia okazał się najsłabszy od grudnia 2013 r.), indeks S&P 500 de facto przestał zaś rosnąć.

Co dalej? Do tej pory Fed zdawał się ignorować lub traktować jako przejściowe czynniki takie jak umocnienie dolara i załamanie w sektorze naftowym. Jeśli jednak marcowy raport z rynku pracy jest pierwszym sygnałem, że te czynniki zaczynają się przekładać na przyrost zatrudnienia w gospodarce, to tego trendu Fed już nie mógłby zignorować.

W tym miejscu można sobie wyobrazić prosty scenariusz: (1) podwyżka stóp odsuwa się w czasie; (2) znika presja na umocnienie dolara, a może nawet dochodzi o jego osłabienia; (3) koniunktura przestaje się schładzać i mamy „happy end" (przynajmniej do czasu, gdy Fed zabiera się znowu za normalizację polityki i nie przeszkadza mu w tym QE w strefie euro).

Reasumując, ewentualne trwalsze zahamowanie szybkiego wzrostu zatrudnienia w USA mogłoby się okazać o tyle korzystne, że odsunęłoby w czasie podwyżkę stóp procentowych.