Według prezentowanych przez GUS statystyk nadwyżka eksportu nad importem sięgnęła w całym 2015 r. 3,68 mld euro. NBP nieco ostrożniej szacuje ją na 2,60 mld euro.
Ale tego faktu nie należy przeceniać, jak czyni to część komentatorów czy polityków. Pojawienie się nadwyżki nie jest bowiem dowodem na szczególną pozytywną przemianę naszej gospodarki, nie stanowi też żadnego kamienia milowego. Owszem, obserwowana w przypadku innych gospodarek – zwłaszcza tych najwyżej rozwiniętych – świadczyć może o ich szczególnych osiągnięciach. Ale, niestety, nie oznacza tego samego w naszym punkcie rozwoju. Bardziej jest bowiem splotem czynników przypadkowych i jednak niekorzystnych. Owe przypadkowe czynniki to głównie spadek cen surowców – od których importu wszak mocno jesteśmy zależni. Te drugie wymagają nieco szerszego przedstawienia.
W Polsce na poziom importu bardzo istotnie oddziałuje poziom bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Działa tu bowiem następujący mechanizm. Inwestor z zagranicy rozpoczynający u nas działalność swoje nowe przedsięwzięcie na terenie Polski zasila środkami. Są one jednak szybko angażowane w importowy zakup maszyn i urządzeń (kontaktowanych zazwyczaj za granicą) oraz w materiały (surowce i półprodukty) potrzebne przynajmniej na rozruch produkcji. Obserwowane niegdyś głębokie deficyty w wymianie handlowej związane był głównie z tym procesem. Martwiły one statystyków, cieszyły zaś tych, którzy monitorowali poziom i zmiany nowoczesności naszego potencjału produkcyjnego. Co ciekawe, echa owych procesów odnaleźć też można w statystykach rachunków narodowych – w dynamice inwestycji.
2015 r. był zdecydowanie mniej obfity w napływ inwestycji bezpośrednich niż 2014 r. Spłyciło to skalę inwestycji, a poprzez zmniejszenie zamówień na dobra inwestycyjne ograniczyło wyraźnie dynamikę importu. Podobnie było w 2013 r., kiedy to napływ kapitałów był jedynie symboliczny. Podobnie symbolicznie wyglądała dynamika importu, a my o włos byliśmy już wtedy od wypracowania nadwyżki w handlu zagranicznym.
Zawsze chcieliśmy się znaleźć w roli Niemiec. One jednak są dostawcami na cały świat kapitału, za którym idą eksportowane szeroką ławą dobra inwestycyjne. Model zbliżony do niemieckiego być może osiągniemy za dekadę.