Podążając tym tropem, można przypuszczać, że obecna korekta ma prawo jeszcze trochę potrwać, a rynkowe zapasy między strachem a nadzieją będą miotały indeksem S&P500 (w granicach 2000–2100 pkt) przez kolejne kilka tygodni.
Co będzie później? Czy po raz kolejny rynek zdecyduje się nadszarpnąć nerwy inwestorów i przetestuje poziom 1800–1850 pkt? Czy może od razu przeprowadzi skuteczny atak na szczyty? Zarówno wśród zachodnich strategów, jak i inwestorów, panuje dość sceptyczne nastawienie. Indywidualni gracze z Wall Street są mocno zdezorientowani. Prawie połowa z nich, czyli najwięcej od grudnia i maja ubiegłego roku nie ma przekonania, co do kierunku, w jakim podążą giełdowe indeksy. Teoretycznie, po ostatnim pokazie siły na ropie naftowej, dzięki któremu prawdopodobieństwo masowych bankructw spółek „łupkowych" i zarażenia tym problemem sektora bankowego, zdecydowanie zmalało, można pokusić się o wybór optymistycznego scenariusza.
Tym bardziej że im dłużej trawa surowcowa minihossa, tym więcej analityków zaczyna szukać i budować fundamentalną podstawę to kontynuacji tego trendu. Jednak na razie te oczekiwania są dość mgliste. Najlepiej widać to w poniedziałkowych doniesieniach dotyczących założeń specjalistów Goldman Sachsa właśnie względem rynku ropy. Zdecydowali się, zarówno na podwyższenie prognoz wzrostu cen na drugą połowę tego roku, ze względu na chwilowy spadek nadwyżki surowca, jak i na obniżenie prognozy na pierwszą część kolejnego roku, ze względu na powolniejsze, niż zakładano, ograniczenie podaży.
Można to określić jako wystąpienie cyklicznego rynku byka, w strukturalnie niedźwiedziej skórze. Na podobnej zasadzie wiele domów inwestycyjnych podchodzi także do innych surowców, a nawet do chińskiej gospodarki, która wciąż stojąc w obliczu twardego lądowania i dewaluacji, nagle chwyciła wiatr w żagle. Trzeba jednak pamiętać, że z analogicznym wzrostem akcji kredytowej oraz poprawą na rynku nieruchomości w Chinach mieliśmy do czynienia w 2013 r. Tamto ożywienie trwało tylko rok, nie przydało się specjalnie rynkowi surowców czy rynkom wschodzącym.
Dlatego na odbudowie popytu ze strony Chin nie budowałbym oczekiwań co do trwałego wzrostu cen surowców. W tym cyklu to nie brak popytu gra pierwsze skrzypce, tylko nadmierna, budowana przez lata, nadpodaż, której polskim symbolem jest chilijska inwestycja KGHM.