Zmienność funta i brytyjskiej giełdy rośnie z dnia na dzień, decyzja o opuszczeniu Wspólnoty byłaby prawdopodobnie jednym z najważniejszych punktów obecnej dekady. Kluczowe jest jednak, jak bardzo jest realna. Odpowiedź – niezbyt.

Wprawdzie media lubią przywoływać kolejne telefoniczne sondaże, z których wynika, że za Brexitem zagłosuje niemal tyle osób, ile za pozostaniem w UE, ale wcześniejsze wydarzenia pokazują, jak bardzo tego typu deklaracje są niewiarygodne – nie trzeba zresztą sięgać pamięcią dalej niż dwa lata wstecz, gdy Szkoci decydowali o swoim odłączeniu od Zjednoczonego Królestwa. Wówczas też pojawiały się sensacyjne informacje o poparciu dla secesji, które zamieniły się w zdecydowane (niemal 10-proc.) zwycięstwo zwolenników pozostania. Można wymienić wiele podobnych referendów, w których niezadowolenie społeczne musiało ostatecznie przegrać z rachunkiem ekonomicznym.

Można debatować nad tym, czy odejście Wielkiej Brytanii z UE nie okazałoby się w długim terminie dobre dla Wspólnoty (już teraz kraj ten jest w jej ramach traktowany nadzwyczaj preferencyjnie), trudno jednak znaleźć kogokolwiek, kto umiałby przekonująco dowieść, że Brytyjczycy na samodzielności nie stracą. Jeszcze trudniej byłoby to zrobić po niewątpliwej apokalipsie rynkowej, która krótkoterminowo czekałaby ich, gdyby większość z nich zagłosowała w czerwcu przeciw UE. Szybki wzrost bezrobocia i recesja mogłyby ostudzić temperamenty wielu osób, które zamierzają oddać głos poprzez pryzmat niechęci do imigrantów czy wolę większej samodzielności (i tak olbrzymiej).

Mylą się zapewne ci, którzy sądzą, że negatywny wynik referendum nakłoni unijną dyplomację do rozpaczliwych renegocjacji warunków przynależności Wielkiej Brytanii do UE. Prawda jest taka, że znacznie mocniejsze karty w takiej grze miałaby Europa – czas działałby na niekorzyść Królestwa, któremu zagrażałoby niekontrolowane wyjście ze Wspólnoty dwa lata po zgłoszeniu takiej chęci (w takim terminie nie udało się zmieścić nawet Grenlandii, która opuszczała EWG w latach 80.), a w konsekwencji całkowity paraliż handlu.

Bukmacherzy szanse na wygraną eurosceptyków oceniają na około 25 proc., podobnie wycenia je serwis Bloomberg w swoim modelu. Warto pamiętać, że realne prawdopodobieństwo secesji jest jeszcze zdecydowanie niższe, gdy uwzględni się, że głosowanie nie będzie wiążące.