Środowa sesja na warszawskiej giełdzie miała dwa oblicza. Zaczęło się od małego trzęsienia ziemi. WIG20 wystartował pod kreską i nie minęła godzina handlu, a tracił już ponad 1 proc. Inwestorzy nerwowo zareagowali na założenia do nowego projektu ustawy frankowej, które przedstawione po zakończeniu wtorkowej sesji. W dół indeks ciągnęły przede wszystkim banki z dużą ekspozycją na kredyty frankowe. Szok nie trwał jednak zbyt długo. Brak konkretów w sprawie potencjalnego kształtu ustawy sprawił, że już po godzinie handlu inwestorzy częściowo o niej zapomnieli i przystąpili do zakupów. Efekt? Nie dość, że WIG20 odrobił poranne straty to jeszcze udało mu się wyjść na plus. Jakby tego było mało kontrastowało to z zachowaniem głównych europejskich rynków, na których dominował kolor czerwony.
Aby zrozumieć zachowanie naszego rynku warto przede wszystkim spojrzeć na rynki wschodzące. Po tym, jak oddaliła się nieco wizja czerwcowej podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, emerging markets wróciły do łask inwestorów. W środę to właśnie rynki wschodzące świeciły przykładem dla innych giełd. Rosyjski indeks RTS zyskał ponad 1,4 proc. Turecki indeks BIST100 urósł niemal 0,9 proc. Nasz WIG20 sesję zakończył 0,6 proc. wzrostem. Dla porównania niemiecki DAX w momencie zamknięcia handlu w Warszawie był 0,7 proc. pod kreską, podobnie jak francuski CAC40. Rynkom wschodzącym we wzrostach nie przeszkodził nawet neutralny start sesji w USA.
Warto zwrócić uwagę, że WIG20 dzięki ostatnim wzrostom znów znalazł się powyżej psychologicznej bariery 1800 pkt. Teraz wyzwaniem jest atak na kolejny ważny z technicznego punktu widzenia poziom 1860 pkt.
Na naszym rynku wciąż słabiej prezentują się średnie i małe spółki. Indeks mWIG40, jak i sWIG80 zaliczyły w środę niewielkie zmiany. Wciąż może martwić także poziom aktywności inwestorów. Obroty na GPW wyniosły niewiele ponad 600 mln zł, co pokazuje, że zagraniczny kapitał wciąż jednak ostrożnie podchodzi do naszego rynku.