Złoto miało być największym wygranym, a tymczasem potaniało do poziomów najniższych od pięciu miesięcy i niewiele brakuje, by było najtańsze od dziewięciu miesięcy. Po części to „zasługa" umacniającego się dolara (który w razie zwycięstwa Trumpa miał... spadać) – w stosunku do euro jego kurs został wywindowany najwyżej od dziesięciu miesięcy. To z kolei pomaga na przykład akcjom niemieckich eksporterów (wskaźnik DAX puka do wielomiesięcznych szczytów). Jednocześnie na całym świecie tanieją obligacje skarbowe, a ich rentowności rosną (tak też nie miało być). Właściwie jedyna kwestia zgodna z wcześniejszymi scenariuszami analityków to wyraźne osłabienie rynków wschodzących i ich walut (to uderza też w nasz indeks WIG20). Ale już skok cen miedzi – często skorelowanych z rynkami wschodzącymi – do poziomów najwyższych od ponad roku nie bardzo pasuje do tego wzorca.

Krótko mówiąc, rozwój sytuacji na rynkach w ostatnich dniach dla wielu okazał się całkowitym zaskoczeniem. Jaki płynie stąd morał dla inwestorów na przyszłość? Zamiast usilnie spekulacyjnie obstawiać zachowanie pojedynczych klas aktywów (co, jak widać, jest sztuką bardzo trudną), warto mieć dobrze zdywersyfikowany portfel inwestycyjny.